poniedziałek, 28 listopada 2011

Ale bomba...

...popełniłam. Nie mogłam się powstrzymać...


Bomba ma 6 cm, robiona zielonymi cekinami i złotą brokatową wstążką 12 mm. Na górze sznurek metalizowany.
Zdjęcie trochę niewyraźnie, ale dalej szukam aparatu, który mi zrobi lepsze zdjęcia nić komórka.

Po co leżeć w łóżku?

Rozłożyłam się na amen, z katarem, chrypką i innymi. I dalej czekam na listonosza z paczkę z podkładem do szkła! Od zeszłego tygodnia nie mogę się na niego doczekać, a na moje pytanie o przesyłkę, za którą zapłaciłam w sobotę kontrahent odpisał, że wysyła dopiero w piątek... i tak od zeszłego piątku czekam...
Za ten czas skończyłam jedną serwetkę brugijską i przymierzam się do jej wykrochmalenia. Aż szok czasami, że większość rzeczy, które robię, czeka sobie na wykończenie, bo te ostatnie ukrywanie i ucinanie nitek, pranie, usztywnianie i prasowanie to coś, czego nie lubię robić. Mogę się utytłać w farbach po uszy, ale jeżeli chodzi o kosmetykę pracy to bardzo u mnie kuleje.



Serwetka czekała dwa lata na dokończenie, bo zrobiłam ściegiem brugijskim do połowy, a potem... zajęłam się jajami decupage na święta wielkanocne :) Ale nareszcie jest skończony i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że warto było.

Obecnie w ramach antyszynszylowych zabezpieczeń zamiast koszyczków wiklinowych do robótek ręcznych wzięłam stare opakowanie po szynszylowej karmie i w nim trzymam nici i obecnie wykorzystywane szydełko. Już wczoraj na wybiegu Aspazja i Pinkuś zaskoczyli, że mają swobodny dostęp do moich koszyczków na robótki i musiałam gryzonie przeganiać co i rusz, żeby kolejny koszyk nie skończył jako szczylowa przegryzka.
Przy okazji: oto część mojej menażerii. Jest się czego bać, jak są na wybiegu :)

To Aspazja w pozycji, którą nazywamy "Kosiarą do siana". Wykłada się w ten sposób na półce i leży... i się patrzy... czasami zasypia z otwartymi oczami i wtedy jest ciekawiej, jak się nagle budzi i nie wie, co się dzieje.
Pokój, w którym pracuję wygląda mniej więcej w ten sposób. Wszystkie trzy klatki są zamieszkane, więc nie ma możliwości wyniesienia którejkolwiek z nich. Na zamieszczanych przeze mnie zdjęciach bardzo często pojawiają się te klatki, ponieważ stanowią jakby stały element mojego życia od kilku lat. Niektórzy mają rybki, inni psy, inni są kociarzami - a ja trzymam szkodniki :)

środa, 23 listopada 2011

Marudzenie

Na stronie Robótkowe Szaleństwa znalazłam wzór na wysokiego anioła, dużego, pięknego, z takiego wzoru, jaki chodzi za mną od dwóch lat. Boję się jednak go tknąć, bo mam manię robienia wszystkiego jedną nitką - jak mam dołączać nić do części robótki to trochę mnie... skręca? Trudno to określić... roboty szydełkowe traktuję zawsze całościowo pod kątem wykonania i uwielbiam wzory, które można wykonać przy pomocy ciągu nici, bez jej cięcia, dzielenia i doczepiania. Wyjątek zrobiłam raz przy serwetce brugijskiej z jakiejś Burdy czy innej Sandry. Zakochałam się w tym stylu robienia, jest on jednak wymagający, bo trzeba ciągle kontrolować wzór. Znalazłam też na innej stronie wzór na motyla i małe płaskie ozdoby choinkowe wykonane właśnie ściegiem brugijskim... zakochałam się i jak tylko skończę się bawić złotą metaliczną nicią przy wykańczaniu anielskiej sukienki może siądę i od razu wypróbuję jeden lub kilka z nich.

Po wizycie w szpitalu nie mam humoru...

wtorek, 22 listopada 2011

Biżuteria na zamówienie?

Szał kolczykowy minął, więc żeby w ogóle wstrzelić się w jakiś rynek robiłam dziewczynom z pracy zestawy - sznur korali na szyję, na rękę i kolczyki w różnych zworach. Zainteresowanie było, bo robiłam fajne rzeczy (podobno) i dopasowane na wielkość do ich nadgarstków - wiadomo, ze każda kobieta jest inna wymiarowo, a najchętniej przychodziły do mnie dziewczyny, które się określały jako "szczypiorki" - o tak delikatnych, wąskich nadgarstkach, że dziw brał, ze im się dłonie na tym maleństwie trzymają. Robiłam dla nich bransoletki na wymiar i zawsze były zadowolone.

Dziś właśnie, kiedy już się rozłożyłam z robotą świąteczną na całego zadzwonił do mnie J. i podał mi do telefonu panią, która zamówiła grafitowy zestaw z pereł - a ja dopiero co sprzątnęłam cały kolczykowy majdan na rzecz decupage'owych szaleństw... cóż. Trzeba się wyrobić do jutra. Jak znajdę trochę czasu to pozamieszczam zdjęcia tego, co robiłam i co mi jeszcze w domu graci.

Wieczorem....

Tak wygląda skończony zestaw. Mam nadzieję, że klientce przypadnie do gustu. Splotłam jeszcze bransoletkę w ferworze walki, ale zobaczymy, czy jej się spodoba czy nie.



P.S. Po ostatnim zdjęciu olśniło mnie, że aparat w mojej komórce może i ma 5 megapiksela, ale rozmazuje bliskie elementy... Musze poszukać jakiegoś innego aparatu :(

poniedziałek, 21 listopada 2011

Szydełkowe przymiarki

Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie wzięłam sobie za dużo na głowę przed świętami... Ilość materiału jest coraz większa, a nie wiem, czy ten nakaz od lekarza, że mam  "siedzieć na dupie i się nie przemęczać" nie zaowocuje tym, ze będę siedzieć na dupie i się zapracowywać w tymże łóżku...
Przymiarka do szydełka wychodzi tak:




Aniołki powyżej są przestrzenne, czego niestety nie widać na zdjęciu. Można im rozłożyć sukienkę i wyglądają jak dzwonek. Na razie zastanawiam się nad jakąś formą do suszenia tych sukienek...







Oczywiście nic jeszcze nie jest krochmalone, bo... nie wiem, jak to się robi. Muszę poczytać, popytać i moze spróbuję. Na razie produkuję i nie wykańczam nawet, będę wszystko trzaskać hurtem jak już się zapoznam z 'cukrowaniem' i krochmaleniem.

Odmoczyła się też druga porcja butelek. Zrezygnowałam z tych po Krupniku, jakoś nie widziałam ich wykonanych decupage'm, więc poprzelewałam alkohole i wzięłam butelki mnie wytłaczane.


No i szukam ciągle aurea medicum na bombkę wstążkową. Chwilowo tylko eksperymenty...





Innym szaleństwem, po które nieczęsto sięgam jest robienie antyram. Kiedyś nie robiłam ich wiele, bo nawet nie miałam ich gdzie powiesić. Teraz przygotowuję ze dwie/trzy, które mają zawisnąć w przedpokoju po obu stronach starego drewnianego lustra, które dostałam od znajomej. Wiszą już trzy, a to materiał na dwie kolejne:



Na zdjęciu tego nie widać, ale zarówno liście jak i bratek są ususzone na płasko i dodatkowo polakierowane bezbarwnym lakierem do paznokci. Kiedyś nie lakierowałam, a szkoda, bo wiele z kwiatów w antyramach straciło kolory i musiałam je z ciężkim sercem wyrzucać. Liście platanu dwurzędowego (drzewko pod ochroną!) zbierałam w Szczawnie Zdroju. oczywiście te, które same opały; bratek z zeszłego roku nie miał tyle szczęścia i został zerwany z jakiegoś klombu. Zastanawiam się jeszcze nad przygotowaniem stokrotek (niezapominajki wiszą po drugiej stronie lustra), ale nie wiem, czy będzie mi się chciało lakierować te delikatne płatki...
Na razie wyczekuję listonosza....

niedziela, 20 listopada 2011

Kilka rozgrzebanych spraw

Tak siedzę w domu i powoli porządkuję wszystkie materiały. W przyszłym tygodniu przyjdą pocztą bombki z drewna, styropianowych mam pod dostatkiem, nici do robienia są. Posegregowałam butelki, które tydzień temu zabraliśmy z imprezy urodzinowej kolegi J., więc już są w większości poodmaczane z etykiet i czekają, aż przyjedzie podkład do szkła.
W większości są to butelki po wódkach typu Krupnik i pokrewne, a więc szkło jest  w jakiś sposób zdobione, profilowane, ma napisy... Wolę gładkie, ale marudzić nie będę, bo i po co.
Podczas świąt moja zasada jest taka, że jeżeli już MUSZĘ obskoczyć z prezentami dużą ilość ludzi - przecież nie będę kupować każdemu jakiegoś kurzozbieracza ze sklepu "Wszystko po 5 złotych", wolę wykonać coś samemu. Może będzie to drobny upominek, ale wart zachodu. W zeszłym roku robiłam szydełkiem małe kwiatki - nie zachował się ani kwiatek, ani zdjęcie, niestety. W tym roku będę robić butelki. Część będzie z motywami świątecznymi, część będzie po prostu ozdobna. Przymiarka wyglądała w ten sposób:.







Każdą butelkę musiałam trzykrotnie pokrywać farbą, ponieważ nie miałam w domu podkładu - zawsze jakoś było mi go szkoda kupić, a bo drogi, a bo później, a bo i tak nie robię dużo na szkle - słowem, zawsze się znalazł jakiś powód, żeby nie złożyć zamówienia. Teraz już koniec z marudzeniem, podkład będzie. Przy okazji spróbuję też swoich sił z krakelurą - i siedzę jak na szpilkach :D
Operuję na razie dwoma rodzajami papieru: ryżowym i zwykłym papierem, bo serwetka jakoś mi na motyw butelki nie pasuje (zresztą, nawet nie bardzo mam jaki motyw przykleić, serwetki też w rezultacie zamówiłam).


Z papierem ryżowym nie było tyle zabawy co z wycinaniem motywu różanego - w ogóle miałam ostatnio parcie na motywy różane, więc wypadałoby zrobić z nich użytek. Nawycinałam się tych kwiatków, ale efekt już na butelce był wart zachodu:





Wszystko jeszcze przed lakierowaniem. Stoi, schnie, lakierowane będzie jak będę mieć wenę, na razie robię szydełkiem leżąc plackiem w łóżku, czyli wg zaleceń lekarza.

Generalnie założyłam, że w tym roku będę robić kilka rodzajów ozdób świątecznych i kilka rodzajów prezentów. Będą butelki, małe ozdoby wykonane z masy solnej, bombki filcowane, bombki wstążkowe i elementy szydełkowe. Część zostanie, jak pisałam wcześniej, sprezentowana rodzinie mojej i J., jednak w tym roku uparłam się, żeby część została w domu, bo w zeszłym roku narobiłam się po łokcie, a i tak na choince nie mieliśmy nawet jednego piernika, którego sama bym upiekła. Koniec tego dobrego, wypadałoby powiesić w końcu na swojej choince coś z własnego warsztatu.
Przymiarka do bombki wstążkowej, podejście drugie, wygląda w ten sposób:


Poprzednia bombka z cekinami została mi zabrana przez mamę - "bo ładna", więc nawet się nie kłóciłam. Ja sobie zrobię kolejną.
...i już wiem, że trzeba będzie na początku grudnia zamówić wstążkę satynową i brokatową na 25 mm... Ja chyba z torbami pójdę... ale własnie tak to jest, kiedy człowiek się fascynuje czymś, co jest jest integralną częścią jego życia; nie zawsze patrzy na koszta, często kombinuje, a czasami wydaje majątek na kolejny odcień bieli i siódmy z kolei odcień błękitu, bo to jest to, czego szukał bardzo długo. W zeszłym roku miałam parcie na farbę złotą metaliczną i jak w końcu ją kupiłam - wszystko w domu miałam złote - orzechy włoskie, szyszki, choinkę z makaronu... W tym roku wszystko ma być srebrne - i srebrny metalic przyszedł do domu kilka dni temu. Na razie nabiera mocy urzędowej :D

sobota, 19 listopada 2011

Po tygodniu czasu

Wróciłam ze szpitala. Kijowa sprawa :( Z N. czujemy się już dobrze, ale dalej mam wyrzuty sumienia, że trafiliśmy tam z powodu mojego niepotrafienia usiedzenia w jednym miejscu.
Wprawdzie na oddziale nie musiałam ciągle latać na badania i wszędzie się obnażać, jak to w szpitalach bywa, za to miałam dużo wolnego czasu i mogłam sobie odpocząć. Żadnego biegania za szczurami, robienia zakupów, ciągłego mycia podłóg. Siedziałam w łóżku cztery dni z szydełkiem w dłoni i robiłam aniołki. Pech chciał, że najładniejsza nić skończyła mi się na dzień przed wyjściem i musiałam dzwonić do mamy, żeby mi dokupiła. Dostała tylko nici bawełniane, a ecru, które mi podrzuciła było tak jasne, ze aniołek jeden został w sumie z kawałkiem sukienki i nie mam jak go skończyć.
Teraz lecę aniołki na zamówienie, a muszę ich trzasnąć z 10. Zobaczymy, zobaczymy...

Cieszę się, że już przyszły i szpilki, i filc, i farby akrylowe, czekam jeszcze na podkład do malowania na szkle i papiery z motywami Muchy. Uwielbiam jego twórczość, choć z drugiej strony uwielbiam też Salvadora Dalego. Jednak Mucha jest bardziej przystępny dla większej ilości moich znajomych i rodziny, a butelki po wódkach, którymi chcę się zająć, będą potem prezentowane na Gwiazdkę mojej rodzinie i rodzinie J. Na razie tylko zdjęłam etykiety, potem będę się zastanawiać, co z czego porobić. Jest jeszcze trochę czasu. Biorąc też pod uwagę, że lekarz kazał nam się oszczędzać - tego czasu będzie pewnie jeszcze więcej.

piątek, 11 listopada 2011

Plany przedświąteczne

Wczoraj była pierwsza przymiarka do ozdób świątecznych. Oczywiście zrobiłam dwie bombki i zabrakło mi szpilek, ale projekty wyszły nawet ciekawe. Teraz tylko muszę poczekać na paczkę.
Nie mogę się jej doczekać, zresztą jak zawsze, kiedy zaczynam robić przygotowania przedświąteczne i zamawiam nowe materiały :)



Wczoraj był wielki dzień sadzenia i przesadzania kwiatów. Chodzę zachwycona i szczęśliwa, bo dostałam "Język teściowej", czyli sansewierię. Uwielbiam jego wysokie, mieczowate liście, bo niska zwarta odmiana jakoś do mnie nie przemawia. Mam nadzieję, że wszystkie trzy szczepki się przyjmą.