czwartek, 30 stycznia 2014

Obłowiłam się

Dał mi mąż cynk odnośnie drutów - to jeszcze mnie zawiózł do Lidla - do dwóch! i kazał wybierać z zaznaczeniem, że płaci. Powiedział tylko, że żałuje, że nie stać go na overlocka (był w cenie 599zł, Singer O.O ). W jednym sklepie została jedna maszyna do szycia, właśnie Singera, w drugim żadna - chyba nawet ich nie wystawili.

Obłowiłam się.

moje nowe skarby

Druty - po 6,99 opakowanie. Były do wyboru jeszcze pończosznicze (po 5 sztuk jak Bozia przykazała), zwykłe długie (szybko się rozeszły) i druty na żyłce, wszystkie miały po 80 cm. Jakbym wiedziała, że będą w kompletach po 2 wielkości, to bym napisała wcześniej - pewnie ktoś czegoś potrzebował.



nożyczki - ponoć ostre, nie mogę się doczekać, aż je wypróbuję

komplet 10 igieł za 5 zeta - zobaczymy, jakiej jakości,
ale dolny komplet jest do jeansu -
jak znalazł do kolejnej rzeczy, którą muszę uszyć.

szydełka rozmiar 5.0; 6.0; 7.0;
były też inne paczki, od rozmiaru 2.0 do 10.0
paczkowane po 3, plastikowe

3.0 - jestem w nich zakochana...

5.0 i 6.0
na pewno się przyda

2.5 oraz 3.5
niby nic, ale mnie chłop namówił, wręcz wcisnął do koszyka

do warkoczy - i do tego wzięłam duży rozmiar... eh...
tak by mi się 3.0 przydało, ale ufam, że jeszcze jutro gdzieś trafię

i na koniec perełka, niezastąpiona przy patchworku
120 sztuk agrafek.
Nareszcie będę miała czym spiąć kołdrę do pikowania
Cieszę się - i nie wiem, ile mąż zapłacił. Zarzeka się, że w zaległym prezencie gwiazdkowym - a ja się nie spieram :)

Święty wściek

Wściekam się często, chociaż już nie tak często jak kiedyś.
Obecnie mam poważne powody, żeby się wściekać, ale jeszcze poważniejsze, żeby przygryźć zęby, spiąć tyłek i jechać sprawy do końca.

Były "Psie smutki", są też "Święte wścieki":

1. Mam problem z jednym zębem, dwójką z przodu. Dzwoniłam dziś do dentysty się zarejestrować - najbliższy termin za 4 dni.

2. Kapa - to draństwo o wymiarze 200x250 okazała się ponad moje siły przy pikowaniu maszynowym. Wczoraj, po czwartym pruciu musiałam podjąć decyzję o pikowaniu ręcznym. Dzięki Bogu, Makak w Antyradiu po 22:00 ma fajne audycje i jest czego posłuchać. Co nie zmienia faktu, że jak mam przed sobą perspektywę kilku dni spędzonych na podłodze (z bolącym kręgosłupem) - to mi się odechciewa - ale master plan jest taki, że skończę pikowanie do niedzieli. Trzymam się sama za słowo, więc pewnie szybko skończę, uzbrojona we wściek i szybko (chwilowo) kładące się spać dziecko.

3. Na stronie drutoterapia.blogspot.com zapisałam się na podstawowy kurs robienia na drutach. Chciałam się zweryfikować, bo filmik promujący nieco mnie porył - gdzie autorka mówi, że dwie dekady źle oczy dziergała, bo jej się skręcały. Doświadczenie w innych materiach nauczyło mnie, że swoje umiejętności lepiej weryfikować co jakiś czas.
No i oczywiście wszystko byłoby super, gdyby nie to, że na owym kursie, w pierwszej lekcji, gdzie autorka pokazuje sposób przerabiania oczek prawych - już na tej lekcji dowiedziałam się, że CHYBA SKRĘCAM. Najpierw wściek, potem ciekawość - a jeżeli...?
...a że robię dla koleżanki spódnicę ze wzorem warkoczowym na przodzie, po raz pierwszy w życiu na drutach z żyłką - stwierdziłam, siądę, sprawdzę, spróbuję.
...i szlag mnie jasny trafił, i wściekłam się, bo się okazało, że FAKTYCZNIE SKRĘCAM oczy.
No i co teraz? Pruć? Tydzień roboty poszedłby do śmieci, a w tym przypadku małe jest prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek tę spódnicę skończę. Już przy serwetce brugijskiej miałam takie załamanie, jak musiałam niemal całą spruć, że chciałam rzucić i zapomnieć - ale A. czeka na tę spódnice jak na szpilkach.
Zdecydowałam w końcu, że pruć nie będę, bo spódnica nie będzie noszona podczas chodzenia (przyszła właścicielka tylko siedzi), ale gdyby było inaczej musiałabym zacząć wszystko od nowa. Wściek...

Wściek...




Na pocieszenie dodam, że w Lidlu od dzisiaj są druty w sprzedaży w fajnych cenach. w ogóle od dziś w gazetce były przedstawione trzy rodzaje przyborników do szycia
(po prawie 25 zeta, trzeba obadać, czy coś sensownego),
druty proste i na żyłce
(w gazetce 9 zł, w pasmanterii u mnie na mieście 14 zł komplet).

Kto potrzebuje, niech uderza do LIDLA ;)

Ja cichcem liczę na nożyczki krawieckie i nożyczki do haftu.

Zobaczymy, może będą *^_^*

środa, 22 stycznia 2014

Szycie - Szybkie biscornu VI kawowe z resztek muliny

Zrobiłam na szybko, bo wyskoczyłam ze wszystkich biscornu, jakie miałam w domu i nagle się okazało, że nie mam do czego powkładać igieł. Jedno poszło do siostry, drugie do mamy, kolejne jeszcze gdzie indziej i sama zostałam z niczym. Chyba pora na igielnik z prawdziwego zdarzenia... Widziałam takie, śliczne, wyglądające jak książeczki na jednym blogu - tylko ze zginęło gdzieś w zakładkach... eh. Jak znajdę, pokarzę ;)

Na razie na szybko wykombinowałam coś takiego - z darmowych wzorów, oczywiście walnęłam się, jak to ja, ale nie poprawiałam, bo jak to tylko dla mnie, to może być z babolem.

dwa kolory muliny, bo wykańczałam jakieś resztki bez oznakowania
numeru koloru, co by się nie pałętało pod ręką.


taka ponosząca ciśnienie kruszynka ;)

nie mam nożyczek do haftu - korzystam z takich, do nitek - są ostre,
więc jak się nieco przytępią, pójdą do organizera do przyborów
do szycia maszynowego, na razie są w pudełeczku z haftami

całość starałam się utrzymać z jednym klimacie.
Na tej filiżance babola już nie ma




Całość jest całkiem - całkiem. Przynajmniej mi się igły nie pałętają po całym pudełku. Mam w planach jeszcze coś podobnego, z motywem kwiatowym, ale to już inna historia :)

Pierdzielnik w całości wykonany 11 stycznia, oglądaliśmy z mężem "Człowieka ze stali" - polecam ;)

wtorek, 21 stycznia 2014

Szydełko - Serwetka brugijska

Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że zrobiłam ją dwa razy. Raz zrobiłam już gdzieś tak z 5/6 całości, żeby się zorientować, że strzeliłam byka gdzieś w podstawowym kółku i że wszystko muszę spruć do niemal zera. Sprułam, ale ryczałam jak bóbr - bo bolało mnie sumienie i tyłek od siedzenia nad nią dwa dni. Rzuciłam na noc w kąt i kończyłam dwa dni. Drugie kończenie robiłam już z pamięci, bo wzór mało skomplikowany i bardzo wdzięczny.

No, to chyba właśnie zaliczyłam jedno z Postanowień Noworocznych na ten rok :)

Jeszcze nie wykończona, bo zszywam kapę - ale i tak wygląda niczego sobie:





Wzór krąży po necie, dość łatwo go zlokalizować, ale jakby kto chciał - pisać. Serweta jest banalnie prosta, idealna dla osoby, która chce się nauczyć robić serwety koronka brugijską.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Szycie - Kapa patchwork, część I

Pocięłam drańskie kwadraty? Dwa dni siedziałam, pocięłam sobie wzory, bolał mnie kręgosłup dwa dni i w ogóle kolejne trzy noce zarwałam z kretesem?

Pierwsze podejście do patchworkowej kapy o wymiarze 200 x 250 cm, po dwóch długich wieczorach (od 21:00 do 02:00 oba wieczory) oraz dwa razy szyłam w ciągu dnia. Oczywiście musiałam docinać kwadraty w trakcie pracy i kilka mi zostało - ja nie wiem, jak ja to robiłam...

Efekt na dzień dzisiejszy:


Dół jest zawinięty, bo podłoga mi się skończyła O.o

Brakuje trójkąta, który będę doszywać jutro:


Obfocić gotową kapę chyba będę musiała na trzepaku, bo inaczej nie ma bata - nie mam w domu nic na tyle dużego czy nośnego, żeby zmieściła się cała rozłożona.

Kilka razy zmieniała mi się koncepcja tej przeklętej kapy, miałam wykorzystać jeszcze białe łatki z czerwonymi kwiatami, ale przeważył fakt, że ta biel szybko "łapie" kolory podczas prania, a brązowy materiał bez wzorku jednak farbuje :/ wolałam nie ryzykować.

Będę doszywać jeszcze lamówkę z brązowego podszewkowego materiału - i ciągle zastanawiam się nad tyłem kapy. Mam kilka koncepcji, ale ich nie pokarzę na razie. Przemawia za tym w większości fakt, że pracuję w dość chaotyczny sposób w trakcie projektowania...

Przyznaję, że na patchworku się niemal nie znam, a kapa jest robiona właśnie w ramach nauki, ostatnie trzy patchworki wyszły mi średnio-równo, a tutaj - 

nie dość, że kwadraty
nie dość, że dużo tych kwadratów
nie dość, że powierzchnia... nigdy jeszcze nie szyłam czegoś tak dużego!
to jeszcze projekt - do tej pory każdy mój patchwork był ułożony równo na szachownice czy kratkę w zeszycie szkolnym - tutaj tę kratkę pochyliłam o 45 stopni i zaczęło się kombinowanie - jak to pozszywać, żeby nie trzeba było za dużo myśleć, przymierzać, sprawdzać, kontrolować i żeby poszło jak najszybciej.

Nie sprawdzałam w necie, bo nawet nie wiedziałam, co napisać Wujkowi... "technologia zszywania patchworku"? W końcu, z trzecią kawą, jak już po wielkich bólach w układaniu, przekładaniu i projektowaniu zdecydowałyśmy się z zamawiającą na jeden konkretny deseń - 

dokonałam rozplanowania patchworku. Na kolanie i chyba tylko ja umiem to przeczytać :P


W wielkim skrócie - siedziałam cały wieczór, zszywałam i rozprasowywałam takie kwadraty:




Wiem, że pewnie zawodowo to się robi nieco inaczej, i pewnie zaczęłam od d... strony, ale powiem, że udało się pozszywać bez większych problemów :)



A tutaj dowód, że siedzenie z szablonem i mazianie mydełkiem po każdym kwadracie, spinanie powalająca ilością szpilek i poprawianie każdej pierdoły przyniosło w miarę jako taki efekt - ja jestem zadowolona - jest przecież równo!

Kilka zbliżeń, co by nie było, że jestem gołosłowna.

ten brązowy zdobiony materiał w rzeczywistości
mieni się, przez co przy lampie błyskowej wydaje się
o niezłych kilka odcieni jaśniejszy - w rzeczywistości
jest dość ciemny.





Wiem, że kiedy już odszyję brakujący róg - i wykonam tył, czeka mnie najgorsze, czyli lamówka i pikowanie. Staram się jednak nie wyprzedzać faktów i martwić się na zapas, chociaż mam serce w gardle, (1) żeby tylko to wyszło i (2) żebym dała rade poradzić sobie z taką ilością materiału i równo go porozkładać przez uszyciem. 


Trzymajcie kciuki!!!

piątek, 10 stycznia 2014

Zakupy, kwadraty i takie tam

Zakupy zakupami - szalałam z zakupami materiałowymi w październiku, kiedy dostałam zamówienie na kapę w jakichś fantastycznych kolorach (czernie, brązy, kwiatki) i szukałam odpowiednich faktur, jakichś materiałów niekoniecznie jednolitych, ale ciężko było - ciężko o tyle, że kapa ma mieć 2 metry na 2,5 metra. Obchodziłam ją jak pies jeża, obwąchiwałam, niemal obszczekiwałam, może gdzieś tam się warknęło, potem dziecko się pochorowało na miesiąc, wypełnienia nie mogłam nigdzie dostać - a jak już to w takiej cenie, że kapa kosztowałaby fortunę... A potem były święta i ciągle coś.

A do tego jeszcze że ma to być patchwork, którego nie wiedziałam, jak zaprojektować... bo nawet do końca nie wiedziałam, ile i jaki mam materiał. W końcu zdecydowałam się na dość spore kwadraty, niestety przytłoczyła mnie ilość elementów do wycięcia - ponad 140. Nigdy nie pracowałam na czymś tak wielkim, ale idę za ciosem. Miałam kończyć stare zaległe projekty - tak więc robię. Dziś wysiedziałam swoje i pocięłam materiał na kwadraty. Pięć godzin później miałam niemal wszystko. Jeszcze jutro to poukładam, jakoś rozplanuję i będzie zacnie :) Potem czeka mnie zszywanie...

Wyciętych elementów jest 120 w paczkach po 10 sztuk i 21 luzem. Mam nadzieję, że uda mi się z tego ułożyć coś ładnego, efektownego, nie będę musiała dużo docinać i wykorzystam wszystkie elementy. Ovata zamówiona z netu, bo z przesyłką wyszło ponad połowę taniej niż jakbym miała kupować na mieście.

Poza tym - zamawiająca ma psa... Połowa ślicznych wzorków, jaka przewinęła mi się przez ręce musiała wrócić na półkę albo do szafy, bo inaczej kapa zaraz by oblazła kłakami. Kto ma zwierza - ten wie, o co chodzi.



Do tego w zaległym prezencie od J. dostałam kosz z trawy bambusowej. Jest ma stelażu, więc wytrzymuje fajne obciążenia - wzięłam go na włóczki i druty, bo pięknie do niego wchodzą. Syn chciał przechwycić na auta i inne swoje resoraki, ale byłam twarda, nie dałam się. Za długo Trzymałam włóczki z jakiejś pseudo-wiklinowej osłonce na doniczkę. Może w końcu nie będzie mi dziecko wyciągało drutów pończoszniczych i wtykało w aktualną robótkę jak w jeża... Zawsze się wtedy cieszy, a ja mam serce w gardle, czy sobie tymi drutami oczu nie wykole.

Pudełko kupowane było w Jysku za całe 30 zł. Warto było. Też nie było tak, że za wszelką cenę chciałam je mieć - po prostu J. się uparł, że chce mi kupić i mam nie dyskutować. Więc nie dyskutowałam.




Zaczęłam też jedną chustę. Wzór ładny może, ale na razie zaczynałam tę chustę chyba ze dwanaście razy już i ciągle popełniam błędy w takich miejscach, że mi się wzór rozjeżdża i strasznie to widać. Uzbroiłam się jednak w cierpliwość - kiedyś ją zrobię.



Jak widać wyżej, nawet nawijania oczek musiałam się nauczyć, ale spokojnie - sprułam jeszcze 3 razy i opanowałam :)

Ostatnia rzecz, jaka wpadła mi w ręce w ostatnim czasie to dwa hafty. Jeden na "SAL na kołach", w którym chce wziąć udział, ale nie będę się zgłaszać zanim nie wyszyję ładnie chociaż jednej łatki. Padło na Złomka z serii Auta.

Syn obchodzi ten haft i go niemal obwąchuje, więc pewnie będę musiała zrobić co najmniej dwa (oczywiście pod warunkiem, że choć jeden mi wyjdzie tak, jak powinien):


...i wygrzebałam Madame Butterfly. Już pamiętam, czemu rzuciłam ten haft do szuflady.


No, umiejscowiłam ten haft w takim miejscu, że margines na dole został prawie zerowy. Nie wiem, jak ja to liczyłam, ale jakoś trefnie wyszło. Mam tylko nadzieję, że dam rade wrzucić ją w ramkę tak, żeby nie było tego babolca widać, grrr.


Sporo już z dziewczyny zrobiłam, po wyciągnięciu i odświeżeniu dokończyłam motyla po prawej i teraz wzięłam się za lewą stronę. Idzie powoli, bo mam dużo innych zajęć, ale zawsze do przodu.


Ponieważ nie posiadam tamborka, ani nic innego, wyszywam w rękach, a nadmiar materiały zbieram klipsami biurowymi - spokojnie, brzeg tkaniny podprasowałam fizeliną, co by się nie spruł.

To na tyle dziś, uciekam spać. Zarwałam już drugą noc i mam nadzieję, że kawa jutro na mnie zadziała...

niedziela, 5 stycznia 2014

Postanowienia Noworoczne 2014

Każdy pewnie robi jakieś postanowienia noworoczne. Moim zdaniem fajna sprawa - pod warunkiem, że nie są one jakieś kosmiczne :)

Ja zwykle przez pierwszy miesiąc roku zastanawiam się, co chciałabym przez rok osiągnąć - bo postanowienie noworoczne, którego się człowiek trzyma do Trzech Króli to chyba fanaberia, a nie postanowienie.

Dobra, z moich postanowień noworocznych na pierwszym miejscu jest nauczenie się frywolitki. Chodzi mi ona po głowie już od kilku lat i jakoś tak obchodzę ją jak pies jeża i twardo obszczekuję. Zobaczymy, jak będzie w tym roku. Mam ochotę się jej nauczyć, ale czy w tym roku? Zobaczymy.

Natomiast na pewno zrobię jakąś chustę na drutach - nie wiem jeszcze, czy będzie to semele, czy coś innego, ale wiem, że zachorowałam na chustę na drutach i muszę sobie takową zrobić.

Mam również zachciankę, normalnie jak kobieta w ciąży - tak silną, ze nic, tylko rzucić wszystko i robić, bo ma się CHĘĆ - a moja CHĘĆ zrobić sobie kolejną serwetkę brugijską. Wiem, że ostatnią robiłam jeszcze przed ciążą, a to było... oj, trochę temu, wolę nie liczyć, i obecnie mam chęć na brugijskie koroneczki, zawijasiki, gwiazdki i słodziaczki. Przeglądałam Net w poszukiwaniu jakichś inspiracji do serwetek brugijskich, a znalazłam cała furę wzorów - pościągałam, mam i wykańczam wszystkie zaległości, żeby wziąć się za nowe rzeczy.

I jak na dziś ostatnie moje takie wstępne postanowienie, to wykończyć tyle ile się da zaczętych prac i przyjętych zleceń.

... i skompletować najpotrzebniejsze rodzaje drutów, a na urodziny kupić sobie największą, jaką znajdę księgę robót na drutach - jak ktoś wie, za co powinnam sięgnąć - dajcie znać już teraz, proszę! <3

A u Was?

piątek, 3 stycznia 2014

Haft - Biscornu IV oraz Biscornu V

Musiało mnie trochę pogrzać z tymi igielnikami, bo wczoraj siadłam i zrobiłam od zera kolejne dwa: jeden dla koleżanki, która uwielbia wręcz błyskotki i poprosiła o jedno - oraz fioletowe w kwiaty dla mojej mamy, która chciała całe fioletowe i "średniej" wielkości. Tak jednak przemyślałam sprawę i pewnie mama moja będzie w to biscornu wbijać igły do łączenia dzianin, więc zrobiłam jej igielnik w formacie 38 x 38 oczek. Na bycze igły takie biscornu będzie w sam raz.

Oczywiście wszystko darmowe wzory, kto chętny, temu dam namiar lub zamieszczę.

Biscornu IV

dla Asi F., ładne, delikatne, zielone, mulina Ariadna 1712, wykańczana szklanym zielonym koralikiem. Wypełnione w połowie watą, w połowie lawendą. Mam nadzieję, że pomimo niewielkich rozmiarów się spodoba.








ciekawe łączenie, prawda?

tutaj porównanie biscornu Asi
z biscofleur -
FRONT

oraz TYŁ

Biscornu V

machnięte z rozpędu dla mojej mamy. Na białej kanwie, muliną Ariadną kolor 1585, dwiema nitkami, wzór oczywiście darmowy znaleziony gdzieś na pinterest, spodnia warstwa mojej aranżacji. Wypełniony watą i w większej ilości lawendą. Suto zaprasowany fizeliną pod spodem. 38 x 38 oczek. Wykańczane dwiema akrylowymi perełkami.

w trakcie pracy

jakoś powoli, powoli do przodu...

w trakcie zszywania










~*~*~*~*~*~

Na razie czekają na swoich nowych właścicieli i mam nadzieję, że cała czwórka pokocha się od pierwszego niuchnięcia. Ja natomiast chwilowo muszę zwinąć ten majdan i zrobić tę patchworkową kapę. Dziewczyna czeka już kwartał... Porobiłam wsio zaległe, została tylko ta kapa.

Jeszcze tylko ostatni rzut oka na stosik biscornu :)


Prezentuje się pięknie, prawda?