czwartek, 14 listopada 2013

Wege w 30 dni - Odsłona Dziewiąta - O POGLĄDACH I MIODOWYCH MUFFINKACH BALISTYCZNYCH

Dieta - brzmi prosto. Dieta to w takim moim prywatnym ujęciu, bo dietetykiem nie jestem, ogólny trend czy tez nawyk spożywania pokarmów takich a nie innych, w określonych lub nie porach i okolicznościach, indywidualny dla człowieka, rodziny, grupy społecznej bądź narodu. Oczywiście fajnie jest, kiedy pod jednym dachem mieszka sobie grupka ludzi, która jada to samo. Wegetarianie i weganie, ludzie jedzący mięso, fani pizzy, makaronu czy krewetek, nawet z sałatą jest raźniej, kiedy nie jada się jej w domu samemu, a ktoś jeszcze z nami pogryza i tak sobie można chrupać w kilka osób.

Problemy mogą się zacząć, kiedy do fanów pizzy, załóżmy - mięsożernych i krewetkokochających - dosiada się wegetarianin - i nagle może się okazać, że wypłynie tu konflikt, bo niby nalezy do grupy, a jednak nie należy. Jak trafimy na grupę otwartą to jeszcze pół biedy - zawsze znajdzie się jakiś kompromis, jednak jeżeli trafi się go grupy zamkniętej, konformistycznej... wtedy można zostać wyśmianym, a to raczej nie sprzyja zacieśnianiu przyjacielskich więzi.

Zawsze jednak pozostaje ten fakt, że takie osoby z "jednego talerza" jeść nie będą, bo to dodatkowo dzieli ludzi - w sensie symbolicznym i nie tylko. Pamiętam nie raz czytany fragment o tym, jak to na wsi jadło się np. kaszę z jednego talerza (czy raczej michy), w Grecji wg relacji moich znajomych do tej pory gospodarz osobiście nakłada gościowi na talerz to, co uzna za słuszne (a gość zostaje zobowiązany do zjedzenia zaserwowanych mu potraw). Najczęściej też posiłki jada się wspólnie, siada do jednego stołu i z ogólnych naczyń nakłada na indywidualne talerze. Odnoszę wrażenie, że coraz rzadziej spotyka się ten ostatni zwyczaj, bo niestety nasza kultura wymaga pracy w rożnych godzinach i tym samym nie zawsze można razem siąść do stołu, ponadto odchodzi się od zbiorczych, bo to niepotrzebne mycie,a teraz wszystkim zależy na ekonomii czasu/wody/pieniędzy/miejsca (nawet na stole), więc każdemu się nakłada i tyle.

Kiedyś, dawno temu, zorganizowałam sobie życie tak, ze zawsze po powrocie do domu robiłam obiad i z jednym z moich chłopaków siadaliśmy do wspólnego posiłku, zwykle dwudaniowego, a po skończonym obiedzie jeszcze chwilę siedzieliśmy przy stole, piliśmy popołudniową kawę, a potem każde szło robić swoje. To było piękne, takie ciepłe, rodzinne, do tej pory na wspomnienie tamtego lata robi mi się przyjemnie. Niestety, obecnie miejsce obiadowe zajął laptop mój i Męża, i niestety też wpadłam w tę maszynę nakładania wszystkim w kuchni i przynoszenia już gotowych talerzy.

To, co naprawdę moim zdaniem łączy wszystkich ludzi, to jedzenie. Nie oddychanie, nie sen, chociaż jest to punkt wspólny ludzi w ogólności, ale właśnie wspólne jedzenie, posiłek spożywany z innymi członkami rodziny. Najlepszy na to dowód to to, że np. wegetarianie i weganie silnie poszukują grup o podobnych upodobaniach kulinarnych. To chyba największy fenomen ostatnich lat, który rzucił mi się w oczy. Wegetarianie i weganie to grupa społeczna, która często jest atakowana dlatego, ze czegoś NIE JE. Czemu się nie atakuje bezglutenowców? Czy cukrzyków? Czy refluksowców? Czy wątrobowców? Czemu? Chyba dlatego, że to, co jemy decyduje o tym, jakie mamy poglądy. Ludzie jedzący mięso ponoć (podkreślam - PONOĆ) są mniej empatyczni jeżeli chodzi o cierpienie zwierząt, natomiast wegetarianie i weganie wykazują uaktywnienie tych samych części mózgu w przypadku odczuwania współczucia bitemu człowiekowi i bitemu zwierzęciu. I okazało się, że nie wiąże się to z ilością spożywanego białka zwierzęcego czy ilości kwasu foliowego w diecie. Nasze poglądy są wstanie w pewien sposób kreować nasze sposoby odczuwania. Dziwne, prawda?

Dziwne, jak bardzo jedzenie może wpływać na ludzi, kreować ich poglądy na świat, na gospodarkę - bo przecież kiedy chcesz jeść mięso musisz je jakoś pozyskać, więc buduje się hodowle, rzeźnie, masarnie. Kiedy chce się jeść jabłka, sadzi się sady, kupuje maszyny do oprysków i środki szkodnikobujcze. Kiedy chce się jeść miód, stawia się pasiekę i zapewnia pszczołom odpowiednie miejsce do zbioru tych swoich pyłków. To wszystko jest logiczne.

I tak tworzą się pasjonaci mięs, jabłek i miodowych muffinek.

Potem pasjonaci dorzucą ideologię do swojej miłości - czy tez na odwrót - i znajdą sobie antagonistę, wobec którego będą mogli wysuwać argumenty "za" i "przeciw" swoim poglądom. Weganin będzie optował tylko za jedzeniem jabłek, wegetarianin skusi się na muffinkę, a inne osoby skosztują wszystkiego. Oczywiście wyzywać się można w każdą stronę - na "śmieciojada" o mięso, na "hipokrytę wegetarianina" o muffinkę, na "królika żrącego trawsko", że sobie robi krzywdę i innych do tego namawia jedząc tylko jabłka.

Jedzenie nas i łączy, i dzieli jednocześnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz