wtorek, 21 października 2014

Październik, czyli Dzięki Bogu mam tylko po jednym komplecie drutów...

W pracy mam z lekka przestój i nie robię nic na maszynie do szycia, jeżeli nie muszę. Szyłam do drugiej, trzeciej rano, czasami do rana i mam serdecznie dość, muszę odsapnąć.
Do tego dołączyło jeszcze to, ze kiedy w końcu chciałam uszyć coś dla siebie poszły w drobny mak zębatki - a maszyna ledwo co była w serwisie... Jak się dowiedziałam, zębatek nie wymienili, a że ten mój model ma plastikowe, to i tak cud, że dopiero teraz poszły. Koszmar. Nawet nie szykowałam materiału na patchworkowy manekin, po prostu zapakowałam draństwo do walizki i stoi. Niech stoi!

Za to na drutach jadę pełną parą i dziękuję Bogu, ze mam tylko jedną parę 4,00 i 5,00, bo inaczej chyba bym nic nie skończyła na czas, a pozaczynałabym od groma... Entrelac od miesiąca leży, chyba już ma status UFO. Jedna czapa i szalik dla córy znajomej skończone, dla znajomej mitenki zrobione do połowy (włóczki Himalaya nigdzie nie mogę stacjonarnie dostać, w każdym sklepie mnie informują, że nie chcą mieć z firmą nic wspólnego (tutaj szlag jasny może człowieka trafić, bo z netu motek z przesyłką kosztuje prawie drugie tyle, a mnie o jeden motek chodzi....), a następnie nabierają wody w usta, kiedy się drąży temat, co z firmą jest nie tak, miałam robić chustę dla mamy na gwiazdkę i chustę dla babki J., jakieś bombki szydełkiem, ale ciągle wyskakuje mi coś i coś, i chyba nie porobię znowu na święta nic - chyba że przyspieszę tempo maksymalnie i będę dziergać też po nocach. mam nadzieję, że do Świąt chociaż z częścią się powyrabiam i jednak chociaż jedną szydełkową bombkę zrobię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz