Rzuciłam się na głęboką wodę. Kubuś skończył 3 miesiące, a ja wróciłam do pracy - to znaczy w ogóle podjęłam nową pracę. Rzeź niewiniątek to mało powiedziane... Rzuciłam się na mega głęboką wodę. Zdenerwowana, po długim męczącym porodzie, wykończona ciągle zagrożoną ciążą i ciężką chorobą teścia (zmarł 5 dni po urodzinach Kubusia) ledwo doszłam do siebie - i rzuciłam się do pracy.
Mam wyrzuty sumienia, że dziecko ciągle jest rzucane między babciami, bo pracuję z młodzieżą 4 godziny dziennie i nie widzę sensu zabierania dziecka ze sobą. Mogę, ale wiadomo, jak to jest, kiedy człowiek chce złapać kilka srok za jeden ogon. Do tego moje wymiary poszły do przodu o 4 rozmiary, J. zabrania mi ściąć włosy... pogłębiający się dół...
I wtedy na WD pojawiła się kwestia wymiany książek, dzięki czemu w rączki wpadła mi pozycja "Buddyzm dla współczesnej mamy". Pomaga. Wprawdzie w ciągu tygodnia przeczytałam (o zgrozo!) zaledwie 80 stron, ale udaje mi się w większości zalecenia, czy raczej sugestie autorki wprowadzić w czyn.
Nie przywiązywać się do przeszłości.
Nie skupiać się na przyszłości.
Nie oceniać.
Żyć w skupieniu, tu i teraz.
Szczególnie ostatnie stwierdzenie pomaga mi w opiece nad Kubusiem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz