poniedziałek, 21 stycznia 2013

Wege w 30 dni - odsłona pierwsza - INDOKTRYNACJA

Jestem wegetarianką od 14 lat. Czy stoi za tym filozofia, względy etyczne, wewnętrzny głos czy kwestia zdrowia, szowinizmu międzygatunkowego... nie wiem, chyba wszystko po trochu. Mój mąż wegetarianinem nie jest. Między innymi dlatego ścieramy się dość często w wielu kwestiach - bigos z mięsem czy bez, czy może przynieść kotlet do domu, co z kiełbaskami...
Dla mojej mamy nada jest to wydziwianie, dla siostry - chyba coś, czego nie może osiągnąć, choć chce. Moja siostra nie jest zindoktrynowana, jest konformistką. Czasami, kiedy się spotykamy, mówi mi, że tak, że stara się przejść na wegetarianizm po raz kolejny, ale posiadanie mięsojedzącego partnera i bycie w tym wszystkim niemal samemu często wywołuje presję, która szybko czyni kwestię zmiany sposobu diety niemożliwą do osiągnięcia...
Dlaczego...?
Pamiętam, że gdy byłam mała nienawidziłam jedzenia mięsa. Jak tylko widziałam kawałek ścięgna czy żyłę- nie byłam w stanie przełknąć ani kawałka. Czułam, jak ten kotlecik puchnie mi w ustach, przesuwa się w stronę przednich zębów, a gardło robi się coraz bardziej napuchnięte, dając znać, że ten kęs mnie udławi, ale do żołądka nie przejdzie. Pamiętam krzyki rodziców i zmuszanie do przełknięcia: "Ziemniaki możesz zostawić, ale mięso ma być zjedzone!" mówili. Zindokrtynowano mnie na całej linii. Zajadałam się parówkami, salami i szyneczką, ale dalej jakakolwiek żyła w mięsie napawała mnie wstrętem.
Potem dostałam żółtaczki mechanicznej. Nie wiadomo, co takiego się stało, że ten jeden z ponad 40 kamieni żółciowych wypłynął z woreczka, ani też co te kamienie wywołało - faktem jest, że zżółkłam na tyle, ze zadecydowano o jego operacyjnym usunięciu.
Nie życzę nikomu. Ciężko było się po tej operacji pozbierać. Nie wiem, jak ciężko jest osobie mającej 50 lat i ponad, kamicę żółciową diagnozuje się po 40 roku życia. Ja miałam 14. Gdy skończyłam 15 zoperowano mnie. Był to rok premiery "Titanica" z Leonardo DiCaprio - pamiętam, bo siostrze udało się mnie tuż przed operacją wyciągnąć do kina Apollo.
Jak przy każdej operacji czy też po każdej żółtaczce zaleca się dietę wątrobową - lekkostrawną, gotowaną, mega-zdrową. Ile ja się wysłuchałam na jej temat... Do tego oczywiście doszły leki sterydowe regulujące pracę tego narządu...
Nie jestem przeciwko lekarzom, nie podważam ich diagnoz - to nie moja dziedzina, jednak uważam, że często ich decyzje czy też przepisywane leki potrafią wyrządzić więcej krzywdy niż pożytku.
Tak więc na diecie lekkostrawnej wątrobowej gotowano mi na parze mięso, ryby i pchano we mnie miód, po którym czułam się bardzo źle - czasami nie pomagały nawet leki przeciwbólowe. Miałam wybór. Mogłam słuchać lekarzy, łykać leki, po których miesiączki miałam rozregulowane i leczyć się dietą, po której wyłam z bólu brzucha.
Mogłam też postawić na swoim. Bo przecież mając lat 15 za wszelką cenę chce się postawić na swoim we wszystkim.
Pierwszą decyzją było zaprzestanie jedzenia mięsa, które "mi nie smakowało". Miałam świetną wymówkę, której moja mama nie negowała. Bała się o mnie, bo nie wiedziała, co robić - skoro po diecie lekarzy czułam się źle, nie chciała mnie do niczego zmuszać.
Z menu wyrzuciłam mięso, potem miód, następnie rosół, od którego ciągle bolała mnie głowa. Mama nie mówiła nic. Po roku czasu odstawiliśmy leki sterydowe.
Minęło tych lat drugie tyle, ze 13. Tuż przed ciążą robiłam próby wątrobowe i morfologię, bo leciała mi z nosa krew przy dmuchaniu. Krew była reakcja na przemęczenie organizmu wywołane pracą w fabryce telewizorów, a morfologia i próby wątrobowe wyszły bardzo dobre.

Indoktrynacja... Mama moja do tej pory uważa mój wegetarianizm za fanaberię.
Moja siostra przechodziła na wegetarianizm chyba ze trzy razy, ale sprostanie niezrozumieniu innych ludzi jest trudne. "Jak to - bez mięsa? To co ty jesz?" albo najlepsze: "Nie wygłupiaj się" oraz "Nie bądź inna" czy "Jak zajdziesz w ciążę będziesz potrzebować białka!". W tej kwestii bardzo podoba mi się pytanie Charlotte Gerson: "Skąd krowa bierze swoje białko? Z trawy? Z trawy!" Ja też biorę swoje białko z trawy. Nie biorę sterydów. Czuję się bardzo dobrze, oczywiście wyłączając te epizody świąteczne kiedy wcinam szalone ilości czekolady.
Indoktrynacja, że bez mięsa nie przeżyjesz, że bez mięsa nie urodzi się zdrowego dziecka. Indoktrynacja, że bez mięsa nie można żyć. I strach, że przełamując ten stereotyp stanie się coś złego.
Czarna magia mięsa - można by powiedzieć. I wiążący się z tym niemal sakralny strach. Jeżeli nie zjesz, stanie się coś złego - zachorujesz, umrzesz...
Jeżeli jednak poważysz się na ten krok, przyjrzysz się tej kwestii z dystansem, to przekonasz się, że jeżeli odpuścisz sobie ten kotlet w poniedziałek, to niebo nie spadnie ci na głowę z impetem.
Dla mnie zawsze jest poniedziałek - i niebo na głowę się nie sypie.

Jeżeli ktoś z was jeszcze się zastanawia, to niech tego więcej nie robi - niech przejdzie do działania. Po 9 latach palenia papierosów rzuciłam z dnia na dzień. Nie żałuję. Po 14 latach jedzenia mięsa pozbyłam się tego nałogu. Nie żałuję.
Zostań wege, chociaż na 30 dni, a ujrzysz świat w innym świetle.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz