niedziela, 14 września 2014

Podczas ostatnich kilku miesięcy....

... dużo się działo :)

Krótka fotorelacja:

Otworzyliśmy stołówkę dla samochodów:


"Pożyczaliśmy" siano dla szynszyli:





Braliśmy dział w rekonstrukcji Powstania Warszawskiego w Książu:


i we Wrocławiu:






Moja grupa ogniowa załapała się na sesję zdjęciową - a co :)






oraz na występ pod Poznaniem:


Dziecku się urosło...


... ale to chyba z powodu intensywnego podlewania poddomowego...





Podjęłam pracę - a oto juta do pracy (tak, bela waży 30 kilo i schodzi w 2 tygodnie)

Dostaję przy niej szewskiej pasji i powiem szczerze,
że jak ze mnie bałaganiarz pierwsza klasa -
tak przy jucie nauczyłam się codziennie latać
na miotle i odkurzaczu - tak się wredota siepie.


Farbowanie koronek do pracy - metry bieżące potraktowane czarną herbatą, żeby nabrały pięknego koloru ecru. Syn asystuje, syn pomaga! Syn pilnuje, żeby na każdej półtorametrowej koronce była co najmniej jedna klamerka :)



ah, boski!
 Zapłaciłam 200 zł za remont maszyny do szycia. No dobra, 185 zł, ale z dojazdami na drugi koniec miasta do serwisu wyszło jakby 200 zł.


Nauczyłam się szyć piękne sakiewki z lnu - tutaj prezent urodzinowy dla mamy.


lniany kwiatek ręcznie robiony *^_^*

no i woreczek na różaniec, zapinany na napę -
zachcianka mamy, nie wnikałam, wykonałam.
 Bransoletki shambala były na chwilę dla oddechu od szycia. Zrobiłam dwie i się zasyciłam :)




To taki szybki rekonesans.

Powiedziałbym, że ręcz telegraficzny skrót :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz