sobota, 19 listopada 2011

Po tygodniu czasu

Wróciłam ze szpitala. Kijowa sprawa :( Z N. czujemy się już dobrze, ale dalej mam wyrzuty sumienia, że trafiliśmy tam z powodu mojego niepotrafienia usiedzenia w jednym miejscu.
Wprawdzie na oddziale nie musiałam ciągle latać na badania i wszędzie się obnażać, jak to w szpitalach bywa, za to miałam dużo wolnego czasu i mogłam sobie odpocząć. Żadnego biegania za szczurami, robienia zakupów, ciągłego mycia podłóg. Siedziałam w łóżku cztery dni z szydełkiem w dłoni i robiłam aniołki. Pech chciał, że najładniejsza nić skończyła mi się na dzień przed wyjściem i musiałam dzwonić do mamy, żeby mi dokupiła. Dostała tylko nici bawełniane, a ecru, które mi podrzuciła było tak jasne, ze aniołek jeden został w sumie z kawałkiem sukienki i nie mam jak go skończyć.
Teraz lecę aniołki na zamówienie, a muszę ich trzasnąć z 10. Zobaczymy, zobaczymy...

Cieszę się, że już przyszły i szpilki, i filc, i farby akrylowe, czekam jeszcze na podkład do malowania na szkle i papiery z motywami Muchy. Uwielbiam jego twórczość, choć z drugiej strony uwielbiam też Salvadora Dalego. Jednak Mucha jest bardziej przystępny dla większej ilości moich znajomych i rodziny, a butelki po wódkach, którymi chcę się zająć, będą potem prezentowane na Gwiazdkę mojej rodzinie i rodzinie J. Na razie tylko zdjęłam etykiety, potem będę się zastanawiać, co z czego porobić. Jest jeszcze trochę czasu. Biorąc też pod uwagę, że lekarz kazał nam się oszczędzać - tego czasu będzie pewnie jeszcze więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz