środa, 12 listopada 2014

Druty - Srebrny szal

Szal został zainspirowany zdjęciem z Pinterest. Znalazła znajoma i spytała, czy jest możliwe wykonanie podobnego. Przegrzebałam się przez wszystkie możliwe strony jakie wypluło mi Google na temat zdjęcia szala i okazało się, że w sieci nie istnieje on w innej formie jak dwie foty plus słowny opis pod jednym ze zdjęć. Normalnie szał ciał. Nikt nic nie wie, jaki to wzór, kto go wykonał, czyjego jest autorstwa...
Coś mi tam na podstawie instrukcji wyszło, ale podczas blokowania się drań wyciągnął i zamiast dwa razy na szyję można go sobie zarzucić trzy razy....

Nić La Passion Daisy w kolorze szarym, 70%mikrofibra, 30% poliamid, druty 6.00 mm. Wykonany ma długość 2,50 metra i szerokość 23 cm. Milusi, mięciusi i jak to mikrofibra - genialnie odparowuje wilgoć. Poszło praktycznie 150 gr, czyli w okolicy 3 motków. Nie wiem tylko, ile ponad 3 motki, bo jechałam odruchowo i jakby w amoku - że motek dołączałam za motkiem i straciłam orientację. Ha, blondyna...

Ciekawostką szala jest to, że na zdjęciu widać jednocześnie prawą i lewą stronę. Wzór w praktyce okazał się doskonale dwustronny.




Rant jest wykonany w taki sposób, żeby jakoś w miarę płynnie przechodził ze wzoru w brzeg. Mnie się podoba.



 A że wszystkie możliwe druty 5.00 i 6.00 mam chwilowo zajęte - wyciągnęłam z jakichś zapadłych kazamatów druty proste. Oh, zapomniałam, jak fajnie i momentami nie-fajnie się na nich robi. W każdym razie chwilowo wróciły do schowka, dopóki nie wpadnie mi kolejny szal do wykonania.


Włóczka okazała się być tak rewelacyjna w robieniu, że zostało mi jeszcze półtora motka. Już na pewno wiem, że będę robiła czapę dla znajomej, którą wszystko gryzie, wełny nienawidzi i która tez uwielbia puchacizny. Zobaczymy, na razie na etapie testów owinęła się tym szalem i wstępnie zatwierdziła. jeszcze tylko musi wybrać wzór.

Swoja drogą, coraz częściej trafiam na osoby, które na widok mojego zielonego kompletu z Arelana Czterdziestki w kolorze ciemnej zieleni wzdychają - bo poszukują właśnie czegoś takiego. Nie chodze po sklepach, nie łażę na ciuchowe zakupy, bo nie mam na to czasu i średnio to lubię, ale coraz częściej dochodzą do mnie głosy, że w sklepie "nic ciekawego czy ładnego nie było". Jak mijam stanowiska z czapeczkami w naszym Tesco czy innym sklepie, to wszystko bardzo młodzieżowe i niezbyt przykuwające uwagę, albo po prostu naciągane na czerep - a jak koleżanki widzą moją znoszoną poppy, to się zachwycają i pytają, gdzie można takową dostać. To takie nieco przerażające, że w tym masowym świecie ludzie dalej sięgają po handmade tylko po to, żeby dobrze się ze sobą czuć. Niby wszystko jest dostępne, ale w nawale cudów do wyboru tego wyboru de facto za dużego nie ma. Wiem, że znowu Ameryki nie odkryłam, ale czasami jest to dla mnie po prostu smutne - czasami mnie śmieszy, ale w większości smuci. Każda kobieta chce wyglądać i czuć się dobrze w tym, co nosi na sobie, a czasami sklepy dyktują mode w taki sposób, że nie wiadomo, czy usiąść i płakać czy zdecydować się na niedopracowaną szmirę.

1 komentarz: