niedziela, 1 lutego 2015

Maszyny - BOTHER LS-2125

Dzisiaj recenzja. Recenzja nie byle jaka, bo recenzja maszyny innej niż Łucznik, na których szyłam do tej pory. Bother została przekazana w moje ręce jako drugie (czy może raczej trzecie?) po pół roku od kupienia. Była eksploatowana w sposób fabryczny. Z czystym sumieniem mogę to powiedzieć, bo ilości, które ostatnio szyję to ilości dosłownie fabryczne. Po złej sławie, jaką domowym maszynom do szycia marki Łucznik wyrobiła Zośka, miałam cichą nadzieję, że Bother okaże się od niej lepsza.

LS-2125 to maszyna domowa, niezwykle lekka, posiada wolne ramię, lewo 15 podstawowych ściegów, półautomatczyny system obszywania guzików, szycie wsteczne, takie standardy. Ciekawostką jest, że pstryczkiem od wyłączania oświetlenia wyłącza się cała maszynę. Ciekawy bajer, kiedy człowiek posiada małe dziecko, nieciekawy bajer, że nie można tego światła wyłączyć oddzielnie i szyć przy świetle dziennym - pozostaje wykręcenie żarówki. Sama żarówka w moim modelu przytopiła plastikową obudowę, co jest dla mnie dużym minusem, wygląda to nieestetycznie, żarówka przez obudowę razi w oczy, szycie w czasie dnia jest po prostu nieprzyjemne.

Posiadane ściegi jak ściegi - stebnówka posiada 5 różnych szerokości, których niestety  nie można regulować ręcznie, podobnie jak 5 różnych rodzajów zygzaka. Albo szyjesz, jak ci kazała fabryka, albo wcale. Druga sprawa to możliwość przesunięcia pozycji igły tylko w lewo. Jeżeli dorzucić do tego wymiar standardowej stopki dodawanej do tego modelu - zapomnij o tym, że wszyjesz wpustkę. Chyba, że wpustka owa ma wystawać na jakieś 5 mm poza materiał, to wtedy nie ma sprawy, jeżeli zaś ma być przyszyta ciasno, to raczej na tej maszynie się tego nie wykona.

Naprężenie nici po intensywnej eksploatacji maszyny i dwóch serwisach nadal pozostaje kwestią sporną - do 6 nie widać różnicy, od 7 do 9  nitka potrafi stracić naprężenie bez widocznej przyczyny. W Łuczniku zaraz by pętelkowała od strony bębenka, w Botherze jednak rzecz ma się bardziej partyzancku - brak naprężenia nici trzeba samemu skontrolować - i mimo braku wiązanek puszczanych przy wyplątywaniu tony nici z bębenka, potrafi człowiek puścić wiązankę, kiedy uszyje już cały szew i po odwróceniu na lewą stronę po prostu może sobie spodnią nitką wyciągnąć bez najmniejszego problemu.

Bębenek ma wymiar standardowy jak dla współczesnych maszyn (dla tych, co mają Łucznika Julię II od razu mówię, że Wy macie bębenek o ten milimetr mniejszy od standardowego), wejdzie większość szpulek dostępnych na rynku. W domu miałam trzy modele szpulek łucznikowskich i dwa modele szpulek do Singera - weszły wszystkie. Niespodzianka może człowieka spotkać dopiero w momencie, kiedy będzie chciał sobie szpulkę nawinąć, bo dzyndzelek, na który się szpulkę nabija jest mniejszy niż standard, i tak np. większość szpulek, w tym singerowskie metalowe po prostu się ślizgały, nie stawiały żadnego oporu i nawinięcie czegokolwiek w takich warunkach jest niemożliwe. Więc albo sie kombinuje, albo trzeba sobie kupić specjalny zestaw szpulek specjalnie pod tę wybraną maszynę, dla mnie byłby do 4 zestaw.

Kolejna sprawa, dość istotna dla życia w domu, to waga sprzętu, jego prędkość i głośność.

Bother LS-2125 to najlżejsza maszyna, na jakiej do tej pory szyłam. Prędkość - taka sobie, nie najszybsza, ale zdecydowanie nie najwolniejsza. Jeżeli chodzi o stębnówkę można sobie od serca "depnąć" i jechać do woli, przy zygzaku na najwyższych obrotach maszyna niekontrolowanie przechodzi w tryb stębnowania i tak na 5 ząbków mamy 2 stębnówki, albo i więcej, zależy od prędkości. Biorąc pod uwagę, że materiały nawet do prostych ubrań trzeba obrzucać - na Botherze albo obszywa się je powoli, albo wcale, bo materiał nie będzie zabezpieczony tak jak powinien. Stębnowanie już złapie kilka warstw grubego lnu czy jeans, więc tutaj przyczepić się nie ma do czego - spodnie się skróci, kieszeń uszyje.

Wróćmy na chwilę do wagi sprzętu. Jakkolwiek maszyna jest szybka i w miarę nie hałasuje (bo że jest cicha po wiedzieć nie mogę), nie dano jej wagi, na jaką przy rozwijanej przez siebie prędkości zasługuje. Jeżeli zatem będziemy chcieli uszyć sobie poszewkę na poduszkę - w końcu od tego większość osób rozpoczyna naukę szycia - musimy się liczyć z tym, że maszyna zacznie nam wędrować po stole w takt wykonywanego ściegu. Dla mnie było to przeżycie co najmniej interesujące, kiedy po uszyciu 30-tego worka zaczęłam się zastanawiać, dlaczego maszynę mam już prawie w połowie na kolanach, a pamiętałam, że stawiana była co najmniej 10 cm od brzegu stołu. Wędrowanie maszyny po stole wprawdzie nie jest gwałtowne, ale na dłuższą metę może człowieka zirytować. Do można doliczyć deliryczne trzęsienie się przy wykonywaniu nawet stębnówki, co już w ogóle jest dziwne...

Biorąc po uwagę przebieg maszyny, warunki, w jakich była użytkowana, dwa serwisy i jej stan obecny, nie wystawiłabym jej mega dobrej opinii. Raczej taką mocną tróję. Fakt, dla osoby, która uczy się szyć LS-2125 byłaby jak znalazł, ale tylko pod warunkiem, że maszyna będzie traktowana jako dorywcze zajęcie w co trzeci weekend i szycie dotyczyć będzie poduszek na jaśki czy jakiejś zasłonki. Szycie na niej na dłuższą metę jest uciążliwe - na co składają się niska dokładność na wysokich obrotach, "wędrowanie" maszyny, prowizoryczna możliwość regulacji naciągu nici - ah, jeszcze o kontroli prędkości nie napisałam - pedał jest mało czuły, więc najczęściej chcąc wejść na niskie obroty maszyna po prostu rusza z kopyta", natomiast szycie wsteczne już posiada ładną spokojną prędkość, o dziwo dostosowaną do szerokości wykonywanego obecnie ściegu.

Takie jest moje odczucie po kilku zapracowanych dniach, kiedy Bothera LS-2125 nie odstępowałam na krok. Doszłam jedynie do wniosku, że może i Bother nie musi w bonusie do swoich maszyn dodawać kołków do uszu - to jednak maszyna ma wiele, wiele niedociągnięć, mniej niż łucznikowskie propozycje, ale często pokrywające się z bublami konkurencji.  Na dłuższe szycie - nie polecam.

Jeżeli natomiast ktoś ma swoja opinię na jej temat - chętnie wysłucham każdego komentarza :)