wtorek, 24 stycznia 2012

Sutasz

Przymiarki przymiarkami, w końcu się przymierzyłam i wczoraj w końcu wyciągnęłam sznurki do sutaszu. Nie wyszedł równo, tak się ten kolczyk trochę skręca w lewo, ale jak na pierwszy raz nawet nieźle, przynajmniej moim zdaniem.
Byłam tak pochłonięta pracą, że nie robiłam zdjęć w trakcie.
Zostało tylko kilka ściętych końcówek,  kilka koralików
i trochę nitki jako dowód, że to je moje.

Niewyraźne zdjęcie, bo ciągle nie mam ani porządnego aparatu,
ani komórka jakoś tak nie łapie jak powinna.
...ale ogólne założenie widać :)

Podklejone filcem, ale klejem wikolowym,
z racji braku Magic czy szewskiego. 

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Kocyk i kołderka

Oczywiście dla dziecia i oczywiście w odcieniach zieleni.
Uparłam się, żeby kołderkę zrobić ściegiem tunetańskim, natomiast kocyk klasycznie szydełkiem słupkami. Kocyk kończę, a nad wielkością kołderki nadal prowadzę spekulacje wewnętrzne...




Kocyk wyszedł dość spory i zastanawiam się, jak go wykończyć, bo rogi się zawijają :(
Jakiekolwiek sugestie mile widziane :)

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Dziś bez prac, wszystkie rozgrzebane...

... czekają, aż skończę przygotowywać pokój dla dziecka. mam takie dziwne przeczucie, że synuś albo się wykluje przed czasem, albo dokładnie o czasie, więc już teraz piorę stertę tetry, ciuszków, kocyków, pościeli i szykuję wszystko na przyjście małego. Muszę też pochować moje maziadła, lakiery, farby, filce i inne cudaczki, żeby nie kurzyły się przez okres karmienia piersią i dogrywania się z synem po jego porodzie. Nie chce też zostawiać jakichś rozgrzebanych prac na wierzchu, wolę wszystko pozabezpieczać i pochować, bo nie wiadomo, kiedy znów będę miała na tyle siły i czasu, żeby siedzieć po kilka ładnych godzin w skali doby i dłubać różańce czy inne butelki.

Chwilowo jestem na etapie robienia jednej lekkiej narzutki i jednego grubego kocyka dla syna, wszystko w kolorach pośrednich zieleni, od seledynu po miętę przeplatanych jakimiś białymi wstawkami. mam nadzieję, że skończę przed porodem.

Trzeci dzień piorę pieluszki tetrowe i aż szok, że tyle tego mam, ponad 40 sztuk, pozbieranych od ludzi, gdzieś kupionych... Stąd wniosek, że syn choćby sikał co pół godziny będzie miał czystą i suchą pieluchę na pupie. jakiś pozytyw całej sytuacji :)

Jutro znów do szpitala, więc gnam z porządkami, żeby w razie czego pokój był gotowy na przyjście malucha.

czwartek, 5 stycznia 2012

Poświątecznie, posylwestrowo...

Wigilię i oba dni świąteczne spędziłam w szpitalu położniczym.
Choinkę ubrałam dopiero 29 grudnia, jak mnie z tegoż szpitala wypuścili.
J. wczoraj do mnie wywalił tekstem: "Kochanie, blog Ci umarł". Zmartwił się, że chyba nic nie robię, że tu taka cisza... Robię, ale robiłabym więcej, jakby wolno mi było siedzieć dłużej niż pół godziny. Mam puszkę i słoik decoupage'm do wykończenia, maszyna do szycia czeka na wypróbowanie, a tu niestety, nie czujemy się z synkiem najlepiej i leżymy w łóżku cały dzień.
Ale co by nie było, choinka moja zrobiła furorę - na razie widziała ją tylko mama, bo jakoś nikt z zaproszonych nie kwapi się mnie odwiedzić.









Na czym polega fenomen tej choinki? Że była ubierana po przysłowiowej najniższej linii oporu, bo nie miałam siły bawić się w jakieś aranżacje i kombinowanie z kolorami. Powiesiłam co miałam - pierniki, suszonego pomarańcza, szyszki, jagody i liście, wszystkie malowane na złoto, kilka pluszowych aniołków, dwa złote łańcuchy. Czego NIE MA na choince to lampki choinkowe (kupiłam, wepchnęłam, w tym roku nie znalazłam) oraz bombki. Wprawne oko na tym drzewku nie uraczy ani jednej bombki :)

A to jeden z najładniejszych choinkowych prezentów, J. z Franką. Proszę zwrócić uwagę na to, że szynszyle zamykają raz jedno, raz drugie oczko, a mnie przez przypadek udało się uchwycić ich obydwoje w tej wspaniałej pozie. Oczywiście Frania przylepa nie chciała z J. zejść, bo wycierał o nią swoja brodę. teraz zabawy już nie ma, bo broda ścięta, ale wtedy J. był chyba jej idolem :)

J. oraz Frania, zdjęcie nie było pozowane ;)