sobota, 26 października 2013

Inspiracje - Jak uszyć poje, pojki, flagi, pojki wstążkowe, kiwido.... O.o

Na początek - filmik! Żebyście zobaczyli, o co mi chodzi,a  potem robili OGROMNE oczy :D udzie zawsze robią ogromne oczy, kiedy widzę, że kręcę czymś takim - może niekoniecznie płonącym, ale jednak kręcę. Najpiękniej krzywi się moja mama - jej mina wyraża wtedy: "Zaraz sobie przywalisz i tyle tego będzie" :D Walnąć można się nawet kilka razy podczas nauki, z różnymi skutkami, ale nie o siniakach dzisiaj, tylko o TYM:




Nick jest w ogóle fascynującym człowiekiem - ale co do tego, pozostawiam Was do zapoznania się z zawartością strony playpoi.com

Przejdźmy dalej - jak już się pogrzebie za sprzętem to niestety okazuje się, że mówimy tutaj o głębokim sięganiu do kieszeni. OK, poje do ćwiczeń to jakieś 30 zł z przesyłką, ale te do tańca ognia to już stówa, dwie stówy, porządne LEDy to kilka stów czasami, wstążki kosztują pięć dych, kiwido sześć do ośmiu, flagi - a i to zależy jakie - cztery-sześć dych... Tunele... uf... też sześć-dziewięć dych. KOSMOS cenowy. 

Można sobie poszukać na polskich stronach, takich jak crazytoys.pl co to za sprzęt, z anglojęzycznych: homeofpoi.com

Generalnie fajnie, że tyle tego do wyboru itd., tylko szkoda, ze takie drogie. Zawsze w dużym wyborze (i wysokiej cenie) wkurza mnie to, że nie ma zwykle możliwości wypróbowania sobie sprzętu. No bo OK, wybulę 60 zł na LEDy, które okaże się, że mi nie leżą, natomiast może się okazać, że podchodzi mi całkowicie inny sprzęt, ale utopiłam kasę z czymś innym - i teraz ani zwrócić ani nic. Jasne, ze można się jeszcze podpiąć do jakiejś istniejącej grupy i wypróbować sobie ich zabawki - tylko u mnie takie grupki są bardzo hermetyczne, a poza tym... mnie zawsze głupio, bo guzik potrafię, i z czym do ludzi...

Poza tym wstążki i flagi chodziły za mną długo, długo! I w końcu sobie uszyłam - i mam, i jestem happy :)

No to teraz zapoznajemy się ze sprzętem :) Staram się linkować grafiki ze stron, do których należą, żebyście mogli sobie poszperać po źródle, więc jak coś już się nie wyświetla, to nie moja wina - widać ktoś poprzesuwał grafiki u siebie na serwerze.

pojki treningowe z Crazy Toys
polecam :)

skarpetki aktywne w UV, taka trochę biedna wersja, ale mniej więcej o to chodzi

ogniowe - podobnymi macha Nick,
to są katedrale, ale głowica może mieć różny kształt
i być wykonana z różnej ilości kewlaru,
co za tym idzie, mieć różną cenę - im więcej kewlaru,
tym droższe :P

LED - mają różne kształty.
Na ich jakości się nie znam, ale słyszałam,
że niektóre potrafią być bardzo delikatnie :(

trójkątne flagi - wykonanie sklepu
kuglarstwo.pl
na podobne zachorowałam

to są poi wstążkowe z kuglarstwo.pl,
gdzieniegdzie można znaleźć coś bardzo podobnego
pod nazwą KIWIDO

Możecie sobie wejść na strony podlinkowane pod zdjęciami i pooglądać, porównać ceny, porównać jakość...

Zachorowałam właśnie na te ostatnie podlinkowane ogony vel kiwido i na flagi w styli angelwings, w Polsce niedostępne, ale wyglądające tak oto:

piękne... 32 dolce bez kosztów shippingu :/
 A tutaj linkuję porządny, full professional sprzęt LED. Piękną ma też cenę:


Jedna para 80 dolców, druga 99 dolców... ale mówimy tutaj o sprzęcie, który się nie posypie po pierwszym upuszczeniu... Cóż... albo uciułam KIEDYŚ, albo zostanę przy flagach :)

A teraz przyjemniejsza część wpisu -







TUTORIALE SIECIOWE
czyli jak uszyć, kiedy kasy brak



Okazało się, że w sieci są tutoriale na uszycie swoich własnych poi. Trzeba się trochę naszukać, fakt, ale po jakimś czasie można spokojnie znaleźć to, czego się pragnie :)

Poniżej kilka inspiracji, czyli jak to zrobić, żeby nie przekombinować, a żeby było!

1. Tutaj lekkie poi flagowe, trójkątne, urocze :)

2. Tutaj na blogu tutorial dot. poi wstążkowych, w pełni obfocony, wypróbowałam - jest dobry!

I to by niestety było na tyle z wpisów blogowo-forumowych. Duża część tutoriali jest na Youtubie, ale to już trzeba by mieć cierpliwość oglądać, ja niestety przeskakiwałam co kawałek i chyba żadnego nie obejrzałam do końca.

3. Ten tutorial jet fajny :)


Jest on ważny dlatego, że pokazuje tutaj dziewczyna, jak zrobić trzymadełka ze zwykłej smyczy do kluczy - co jest bardzo przydatne, kiedy nie mamy czegoś takiego pod ręką, a kupienie wyniesie za wysoko. Zresztą jakaś taka smycz się zawsze znajdzie, kiedyś było ich na pęczki i pewnie ciągle jako gratis są gdzieś rozdawane.

A jak znajdę czytnik kart (może w końcu jednak go zlokalizuję) to pochwalę się, co uszyłam na podstawie tych materiałów :)
Ale na razie cicho-sza ;)

piątek, 11 października 2013

Moje szycie - Jak uszyć dziecięce alladynki?

Ha, dobre pytanie. Zajrzałam do źródeł ruchu sieciowego na blogu i się okazało, ze kilka osób trafiło na mojego bloga szukając materiałów właśnie na ten temat.
 
Więc jest. Projekt. Gdzieś tam mi się przyśnił i jest. Koślawy, krzywy i robiony w łinołsowskim peńcie, ale jest :D
 
Tylko teraz od razu wyjaśniam, że projekt jest całkowicie inny od TYCH ALLADYNEK, i też całkowicie innych od tych, co robi Rosa. Przeczytałam zagadnienie i stwierdziłam, ze uszyję takie dla Potwora, tylko nie wiedziałam, jak to zrobić. Oczywiście przemówiło moje umiłowanie do jednokawałkowych projektów i po prostu siedziałam i kminiłam tydzień, jak to zrobić, żeby znowu nie wycinać 45 tysięcy kawałków i nie zszywać tego cztery dni. I oto są. Młody śmiga, zadowolony, spodnie akurat mieszczą pieluszkę, zakrywają brzuchol - a przede wszystkim, jak siada w rozkroku, to portki fajnie się układają. Moje są wygodne, a jego - z tego, co jednym dniu noszenia zauważyłam - też są wygodne. Jedynym mankamentem, nad którym się zastanawiałam to ilość materiału w kroku, ale okazało się, że po zrobieniu nieco krótszych nogawek i doszyciu pasa z gumkami spodnie na długość są akurat, a ilość materiału w kroku znośna.
 
 
 
KOSMICZNE, NIE?
 
I najprostsze, co udało mi się wymyślić, więc pewnie aż tak źle nie jest. Zawodowe krawcowe niech mnie rugają, ale uszyłam portki na tej podstawie dla syna i jakoś wyglądają, więc najgorzej nie jest.

Teraz instrukcja do powyższego. Pozioma górna kreska to jest długość, którą musimy odszukać. Taka zagwozda matematyczna, nad którą ja kminiłam trzy godziny... Dane mamy następujące:

A - połowa obwodu pasa
B - pożądana długość nogawki
C - połowa szerokości wejścia nogawki (ja mierzę u każdego osobno - najszersze miejsce na stopie nieco pod kostką i przez piętę, bo nogawka nie może tez być za szeroka)

To, co musimy znaleźć to szerokość materiału - tożsama z długością materiału, bo spodnie są uszyte z jednego kwadratowego kawałka materiału.

Mój synek w pasie ma 52 cm, nogawkę chciałam długą na 35 cm, w najszerszym miejscu stopy na oko mu dałam 40 cm (i się przeliczyłam, ale z takimi danymi Wam pokażę, jak to przeliczyć; Młody niestety dwie wielkości dal sobie ściągnąć, trzeciej już nie).

SZUKAMY PIERWSZEJ DŁUGOŚCI (A)
Połowa szerokości pasa A dla Kuby wynosi 26 cm (druga połowa materiału będzie drugą połową). Tym samym mamy do czynienia z trójkątem prostokątnym równoramiennym. Możemy go liczyć ze wzoru

a(kwadrat) + b(kwadrat) = c(kwadrat)

albo jeszcze lepiej:

2 a (kwadrat) = c(kwadrat)

gdzie a to długość jednego z dwóch boków, c to długość podstawy, którą mamy daną.

No to jedziemy z przekształcaniem wzoru, albo liczymy na piechotę, żeby wyciągnąć to a. Przekształcenia Wam tu nie zapiszę, bo wygląda to kosmicznie, więc policzymy na piechotę:

2 a (kwadrat) = 26 (kwadrat)
2 a (kwadrat) = 676                   /2
a (kwadrat) = 338                      /pierwiastkujemy
a = (po zaokrągleniu) 18,4 cm


Szukając ramion drugiego kwadratu szukamy z wykorzystaniem obwodu najszerszej części stopy jako wartości dla podstawy. U Kuby założyłam, ze będzie to 40 cm, po podstawieniu i przeliczeniu dostałam wartość a = 28,3 cm (też po zaokrągleniu).

No i tyle. teraz sumujemy wszystkie trzy wartości:

18,4cm + 35 cm + 28,3 cm = 81,7 cm

To jest szerokość oraz długość kwadratu, z którego będziemy szyć portki.


A potem to już z górki. Rysujemy sobie co tam potrzebujemy na złożonym w rożek materiale, dokładamy sobie na szwy kto tam ile potrzebuje, kroimy, zszywamy nogawy na długości i w sumie portki gotowe.
 
Na górze można przyszyć pasek z tunelem na pasek, albo zostawić sobie większy margines materiału, zawinąć go i w ten tunel wszyć gumkę, można zakombinować z szeroką gumą, można przyszyć wyższy pas z elastycznego materiału, w nogawki wpuścić gumkę... dowolność...
 
Ja dla Potwora zrobiłam wyższy pasek na ten jego okrągły brzuszek, wszyłam gumeczki jak w tutorialu O TUTAJ, powtórzyłam w nogach i gotowe :)

Mam nadzieję, że pomogłam :)

~*~*~*~
 
Niestety, zdjęcia Potwora wsiąkły, są na komórce, nie mam czytnika kart... ZNOWU! Cóż... będą później...

sobota, 5 października 2013

Moje szycie - Pikowana podkładka, która okazała się bieżnikiem i podkładki pod kubki, które zostały czym są :)

Gdy jeszcze trwała Letnia Akademia Szycia, jednym z zadań było uszycie podkładki kuchennej na stół. A że u mnie niestety nie ma miejsca na takie ekstrawagancje, bo najnormalniej w świecie nikt z nich nie korzysta, uszyłam bieżnik z surówki bawełnianej, którą firma mi dosłała z tygodniowym opóźnieniem, a z której miał być szyty osławiony Gremlin. Zresztą na dniach szyję kolejny, więc pewnie przy okazji zrobię obiecany tutorial.

Bieżnik szyło się rewelacyjnie, nawet z pikowaniem nie miałam problemów, taśma klejąca jest w stanie załatwić wszystko :D Pikowałam zwykłą stopką na całej długości bieżnika, więc optycznie wydaje się być dłuży niż te swoje 120 cm.





Do kompletu długo myślałam nad podkładkami. Ozdobiłam je metoda haftu wstążeczkowego, jakimś zwartym prostym motywem. Rodzaj motywu podyktowały dwa względy - chciałam spróbować tego haftu, bo go nie potrafię, a ten motyw był prosty i czytelny; - wydaje mi się wytrzymały na pranie :) Powstały cztery podkładki:


Całość trafiła do Ani S., mojej koleżanki, narzeczonej mojego przyjaciela, której to komplet był dedykowany. Normalnie jak go skończyłam stwierdziłam, ze Ania MUSI go mieć i koniec. Więc dostała go w zeszłym tygodniu - późno bo późno, ale ponoć trafiłam ;)

Moje kwiaty - Był sobie papirus...

Papirus rósł, rósł i w końcu dopadły go koty mojej siostra. pamiętacie Xenę i Vito? Były u mnie przez dwa tygodnie -

o tak, 5 szynszyli, 2 koty i 1 małe dziecko.....

- a że papirusy to chyba taka egipska kocimiętka, te dwa futrzaki obracały go namiętnie....





Pierwszej nocy odgoniłam, kolejne kilka nocy też, ale w końcu pewnego ranka wstałam, a papirus był w połowie połamany.



Nie pomogło podnoszenie parasolek, nie chciały się wyprostować.

Kolejnej nocy koty zrzuciły całą misę z wodą i papirusem, półtora litra wody poszło na podłogę i w dywan... kwiatek poszedł do łazienki na kilka dni, dopóki kotki nie poszły z powrotem do siostry.

Wszystkie połamane parasolki musiałam pościnać - obecnie się "szczepią" :)


Natomiast papirus jest o połowę chudszy, niż był.



J. już zaciera ręce, że z tylu szczepek sobie cała duża donice obsadzi i będzie miał tego papirusu dużo, dużo, dużo! A ja już się martwię o rachunek za wodę, bo te kwiaty jednak piją tyle, co dorosły człowiek - półtora litra jeden.

Chociaż na razie, zanim parasolki puszczą korzenie i szczepki pewnie minie z pół zimy, więc nie ma się co spieszyć. Najgorsze właśnie to szczepienie na zimę - nie lubię :( Ale jak koty połamały, to trzeba było coś pomyśleć, szkoda wyrzucać tak piękny kwiat.

piątek, 4 października 2013

Moje szycie - Sako dla Potwora oraz Instrukcja Przesypywania Kuleczek Styropianowych Do *whatever*

Od roku woziłam się z pomysłem uszycia dla mojego kochanego Potwora sako. Problem tkwił tylko w wypełnieniu. Na znanym portalu aukcyjnym ceny kuleczek styropianowych sięgały momentami takich pułapów, że kilka razy się poddawałam... No bo jak? Płacić 20 zł za styropian i drugie tyle za przesyłkę...? To coś tu chyba nie gra. Radzono mi, żeby poszperać w hurtowniach budowlanych, bo te kuleczki są wykorzystywane do docieplania budynków, ale cóż, jak nie było czasu to nie było pomysłu, albo chęci, albo wiedzy, gdzie w W. są tego typu hurtownie - i ciągle to sako rozchodziło się po kościach.

W końcu się jednak zmobilizowałam i kupiłam te drańskie kuleczki styropianowe. Dlaczego drańskie - to za chwilę. Przyszedł do mnie metrowej wysokości worek.


Tak, to Kuba na worku. Od momentu, kiedy kurier mi go podał, nie udało mi się dziecka zgonić z tego wora, turlał się przez niego, skakał, kładł, nosił, ciągał, przekładał, tłamsił, przytulał, podnosił, ujeżdżał - słowem szaleństwo. Kolejny dowód na to, że sako to wspaniała inwestycja. Tutaj akurat wór przybrał kształt jakiegoś dzikiego zwierzaka, którego K. ujeżdżał dość długo, bawił się na nim, a ja szukałam materiału i nici - bo przecież jak ktoś cupnie z impetem na to sako, a dziecko, wierzcie, potrafi cupnąć naprawdę mocno + przyspieszenie ziemskie + inne fizyczne bajery, których nie znam, a na pewno gdzieś tam są przy tym cupnięciu, jak się śmialiśmy z J., sako musi wytrzymać więcej jak 1G przeciążenia, więc musi być mocne.

Wzięłam zasłonkę. Serio, z najgrubszego materiału, jaki znalazłam. Jakieś mega grube, wytrzymałe nici z lat '70, które dostałam od teściowej. Igłę do jeansu. Oczywiście zasłonka była kupiona na co innego, ale cóż, jak się dziewczyna przez tyle czasu, tzn. prawie 4 miesiące, nie zdecydowała, to poszła na co innego. Podzieliłam toto cudo mniej więcej na połowę, jakiś pasek ok. 10 cm luzem mi został, więc go odłożyłam, wór na styropian zszyłam z półtorej godziny, ściegiem francuskim, czy jak kto tam woli, bieliźnianym, powzmacniałam te ściegi gdzie tylko  mogłam, a potem przesypywałam  styropian. Z TAKIM EFEKTEM:



Kuleczki miałam wszędzie - a dlaczego? Bo genialna ja, nie nauczona na błędzie z kocim wsadem do kosza, najpierw przesypałam kuleczki do worka foliowego - i draństwo zaczęło się elektryzować! Czepiało się wszystkiego,a  przede wszystkim wora, który miały opuścić... POGROM, na kolanach zbierałam te kuleczki, żeby odkurzacza nie zapchać, porażka!

Więc, dla Was i dla mnie za pamięci, co by zapamiętać (tym razem na dłużej niż tydzień):


~*~*~*~

INSTRUKCJA PRZESYPYWANIA KULEK STYROPIANOWYCH DO PRZEDMIOTÓW DOCELOWYCH


Potrzebne elementy:

1. Kulki syropianowe jako wypełniacz.
2. Stara poszwa na kołdrę, byle nie dziurawa.
3. Uszytek, do którego będziemy przesypywać kulki - poszwa, pufa, maskotka etc.

Postępowanie:

1. Otwieramy wór foliowy.
2. Przesypujemy styropian do bawełnianej poszewki. (Sypiemy tyle styropianu, ile potrzebujemy.)
3. Zawiązujemy wór foliowy.
4. Zawiązujemy poszwę i wieszamy sobie na ramieniu/na szafie/na drzwiach/gdziekolwiek wyżej niż będzie się znajdował uszytek.
5. Unosimy jeden z rogów poszwy na kołdrę powyżej linii kulek i delikatnie rozpruwamy jeden z rogów.
6. Umieszczamy otwarty róg poszwy w otworze uszytka i delikatnie opuszczamy całość.
7. należy kontrolować, czy otwór w poszwie na kołdrę jest wystarczający i czy kuleczki nie uciekają.
8. W razie czego worem z kulkami lekko potrząsamy, żeby górna partia kulek przesunęła się z dolne partie poszwy.
9. Sypiemy kulki do napełnienia uszytka w odpowiednim poziomie.
10. Unosimy otwarty róg poszwy uważając, żeby kulki nie uciekły - i zabezpieczamy bo, tzn. zawiązujemy supeł, zakładamy gumkę.
11. Zaszywamy otwór uszytka.

~*~*~*~

O dziwo, sposób jest o tyle fajny, że do wspomnianej poszwy kuleczki się nie przyczepiają, bo się nie elektryzują, można sobie na spokojnie przesypywać dużą ilość kulek, a uciekająca ilość kuleczek jest znikoma. To tak za pamięci :)

Sako, które ja z bólem po chyba 13 godzinach cięgiem uszyłam (najpierw w poszwie powycinałam trójkąty, potem doszyłam rzep, a potem się okazało, że otwór jest za mały na sam wór, musiałam cały bok rozpruć, pozbyć się rzepa, podoszywać trójkąty, dorzucić tunel, zrobić pasek i dopiero wtedy wykończyć poszewkę) prezentuje się następująco: (Boże, jaka ja jestem z siebie dumna :P )



troczki

więcej troczków

zawiązane sako, Potwór komisyjnie sprawdza, czy aby dobrze



szczęście :)

Na zdjęciach sako z Potworem, który pufska na krok nie odstępował :)



Nie ma to jak sako :)


wtorek, 1 października 2013

Wege w 30 dni - Odsłona ósma - POWIEDZ MI, CO JADASZ, A JA CIĘ SKLASYFIKUJĘ.

Kojarzycie taką jedną głupią reklamę, gdzie panowie z budką burgerów jeżdżą po mieście i trafiają na Piknik Wegetariański, gdzie nienawistnym spojrzeniem obserwują ich sami zfazowani, wychudzeni neohipisi?
Chyba taki jest obecnie stereotyp wegetarianina. Smutne to trochę, że stereotypizacja dotyka wszystkiego co nas otacza.

Żeby jeszcze ta stereotypizacja miała coś wspólnego z faktami... Niestety, wegetarianizm i weganizm silnie łączy się z ruchami ekologicznymi, co nieco zacienia obraz. Zostawmy więc na boku cały ten eko tłok, segregację śmieci, pieluchy wielorazowe i ciągłe inne upcyklingi...

...a skupmy się na podstawie systematyzacji wegetarian i innych, jaką jest jedzenie :) Temat smaczny, wspaniały, rozległy i o dziwo nadal podlegający zaciekłym dyskusjom.

Ile już razy kłóciłam się z ludźmi, że nie zjem rosołu? "Przecież tam nie ma mięsa". No cóż, a z czego wywar zrobiono? "Możesz sobie wydłubać" - aha, a "soczek z trupka" już w potrawę poszedł. "Przecież wegetarianie jedzą ryby, bo ryba nie mięso!" A przepraszam, co? O dziwo, wiele osób żyje w takich przeświadczeniach...

Swoją drogą, gdy jechaliśmy z J. i Potworem na wakacje, w autokarze nad morze J. usłyszał ciekawą rozmowę. Kobieta, lat około 25-27 chwaliła się, że jest wegetarianką, od kilkunastu ładnych lat. Nie, nic jej nie jest oprócz niskiego poziomu żelaza. Ależ tak, ona jest wegetarianką, jada tylko ryby i drób...

STOP.

Mówię STOP. Mam już dość, za przeproszeniem, pierdolenia i biadolenia od rzeczy bab i facetów o tym, że wegetarianie jedzą drób i ryby. A drób to przepraszam co to jest? A ryba? A krab, krewetka, rozgwiazda? I kiedy wkraczamy na ten teren zaczyna się już prawdziwe pierdolenie - bo przecież ryby czy krewetki to "owoce morza". Jasne, z owocem to ma wspólną chyba nazwę, a i tak nie do końca. Zapraszam do podręczników przyrody dla podstawówki czy byle jakiego atlasu - moi kochani, olśnię was: ROZGWIAZDA JEST ZWIERZĘCIEM. Zdziwko? KRAB JEST ZWIERZĘCIEM. Ojej, ślimak też. Nawet RYBA JEST ZWIERZĘCIEM, bo raczej do kręgowców się ją zalicza. Ptaki? Nie wiem, czy coś się zmieniło w ciągu ostatnich kilku lat, ale tak, PTAK TO ZWIERZĘ. Więc, ktokolwiek zjada jakieś wyżej wymienione zwierzę, albo zwierzę w ogólności, chociażby żabę, a mówi o sobie, że jest wegetarianinem - to niestety, śmierdzi od niego hipokrytą na kilometr. Jak kogoś uraziłam to przykro mi, taka prawda. Jedzenie tkanki zwierzęcej - bez względu na to, z jakiego zwierzęcia owa tkanka pochodzi - skreśla daną osobę z bycia wege w jakiejkolwiek postaci. Więc albo jest się wege i się zwierząt kijem przez szmatę nie rusza, albo nie jest się wege i się jest uczciwym względem siebie i tych zwierzaków, które lądują na talerzu. Tak, krewetek też!

Od razu małe sprostowanie: jeżeli w książce kucharskiej macie podział na MIĘSA i RYBY to nie dlatego, że ryby mięsa nie posiadają, a dlatego, że inaczej się je przyrządza - tak samo jak wołowinę, dziczyznę, drób czy też inne części innych zwierząt - inaczej obrabia się żołądki, inaczej żeberka, inaczej wątróbkę. RYBA JEST ZWIERZĘCIEM, więc jej tkanka mięśniowa JEST MIĘSEM.

Ślimak też.

Co za tym idzie - jeżeli ktoś wam mówi, że jest wegetarianinem, bo je tylko drób i ryby - możecie go spokojnie wyśmiać.

Dlaczego?

Dlatego że nie doczytał, nie douczył się czy jest nowomodny i chce zabłysnąć trendem czy oryginalnością, gówno za przeproszeniem wiedząc o temacie.

I bez względu na to, że w Internecie są tłumaczenia, że wegetarianie jedzą czasem ryby czy drób - sorry, Internet jak papier, przyjmie wszystko. Mogę oczywiście wcisnąć tutaj epistołę o tym, że białe jest czarne, czy o tym, że krowa jedząc tylko trawę (na fermach już oczywiście zjada mączkę rybną czy soję, te pomijamy) jest wegetarianką, a więc człowiek jedząc trawę zjedzoną wcześniej przez krowę też jest wege - co oczywiście jest bujdą na resorach - ale papier i Internet przyjmą wszystko!

Więc poniżej jest systematyzacja - kto kogo i co jada:

WEGETARIANIE - NIE JEDZĄ MIĘSA, czyli krów, świnek, dziczyzny, drobiu, ryb, ślimaków, drobnych żyjątek morskich potocznie zwanych owocami morza (małży, rozgwiazd, meduz, ośmiornic, kałamarnic czy czego tam jeszcze się nie wciśnie). Dlaczego? BO TO TKANKA ZWIERZĘCA, której wegetarianie NIE JEDZĄ. Jasne? Jasne jak słońce. O tym, co jedzą piszę ciągle i ciągle na nowo, więc nie ma sensu się powtarzać, zapraszam na puszka.pl i wszystko się wyjaśni - kto co jada i jak jada, i serio, ryb i krewetek tam nie znajdziecie.

WEGANIE - NIE JEDZĄ MIĘSA ORAZ WYDZIELIN ODZWIERZĘCYCH, czyli: wszystko co powyższe plus jajka, mleko, miód (tak, pszczoła to też zwierzę, a ściślej owad, owady to zwierzęta, chyba logiczne).

WITARIANIE - wg moich informacji nie zawsze mogą być weganami, nie jedzą niczego, co zostało przerobione termicznie w temperaturze powyżej 40 stopni Celsjusza. Co do witarian mam sprzeczne informacje, więc zapraszam do poszukania w sieci. Tylko błagam, filtrujcie te informacje.

FRUTARIANIE - jedzą TYLKO OWOCE, surowe, w każdej postaci. Tak, tylko owoce, żadnych warzyw, strączków czy trawy. TYLKO OWOCE.

JAROSZE - NIE JEDZĄ MIĘSA Z WYŁĄCZENIEM RYB i czasami drobiu (tutaj info za Kwiatkowską "Pokochaj wegetarianizm"), czyli mięsa czerwonego - żadnych krów, hamburgerów, świnek i innych kopytnych, co do owoców morza nie wiem, bo termin został ukuty w czasach, kiedy kałamarnice czy małe ośmiorniczki nie były jeszcze u nas dostępne, ale prawdopodobnie jarstwo dopuszcza owoce morza.

Jeżeli ktoś mówi, że nie jada żadnych innych mięs oprócz ryb czy drobiu, wtedy jest JAROSZEM. Ale nie wegetarianinem! Na takie zjawisko jest osobne określenie, więc proszę ich nie mylić, wprowadzić do słownika i przestrzegać - bo różnica między WEGETARIANINEM a JAROSZEM jest OGROMNA!

A na koniec niesmaczna skmina: co z kaszanką czy czerniną, w końcu robi się to z krwi, prawda? A nie tkanki, więc teoretycznie wegetarianie powinni z czystym sumieniem zajadać się kaszanką. Krew w tym przypadku też jest traktowana jako tkanka, podobnie jak w kulinariach pomidor jest warzywem (no przecież, że jagodą!). Nie, wegetarianie, weganie, witarianie ani tym bardziej frutarianie nie jedzą krwi. Jarosze? To chyba ich prawa, a raczej sprawa ich sumienia, ale kaszankę robi się najczęściej ze świńskiej krwi (chyba), czerninę z kaczej, więc tak to się ma do klasyfikacji nie wiem, bo nikt o tym nigdzie się nie wypowiada.

Pozdrawiam zatem wszystkich
nie-jedzących-drobiu-ani-ryb-ani-innych-tkanek-zwierzęcych wegetarian
w dniu naszego wspaniałego święta :)


Przerwa? Nie przypuszczałam, że tak długa!

Dzisiaj, kiedy w końcu udało mi się uporać z porannymi obowiązkami (cóż, wstałam o 7:00, jest 10:40, do tej pory biegam w piżamie i oporządziłam wszystko i wszystkich oprócz siebie), wpadłam na chwilkę na bloga i szok. Ostatni wpis był w pierwszej połowie sierpnia...

A miałam zamieścić wzór na uszycie kaptura (który, jak mnie poinformowała koleżanka członkini jakiejś społeczności średniowiecznej, nazywa się potocznie Gremlin), przez dwa tygodnie miałam u siebie w domu dwa koty mojej siostry, dołączyłam do grupy Tancerzy Ognia.... Szyłam, szyłam, szyłam, szyłam... i wiele z tego poszło już do ludzi, a ja do tej pory nie mogę znaleźć czytnika kart, żeby z komórki zdjęcia zrzucić.

Moja wina, robiłam gruntowny porządek w szmatka, szmatkach i szmateczkach, chata lśni, ale co z tego, skoro teraz połowy rzeczy znaleźć nie mogę. Też tak macie?

Mam nadzieję dziś popołudniu znaleźć ten przeklęty czytnik i porobić porządek ze zdjęciami i wpisami tak, żeby miało to ręce i nogi, i żebyście mieli ogląd, co zostało już skończone z moich jakichś tam prac, a co zostało jeszcze do dokończenia :)