Dla koleżanki uszyłam wkład do kosza dla kociąt, a dokładnie dwóch kotek, które od soboty będą mieszkać w nowym domu u Kamili. Dostałam wymiary mailem i szyłam "na oko" (chodzi o owal kosza, który przy wypełnieniu dla mojej siostry po prostu odrysowałam, tutaj musiałam kombinować z krzywikami). Nie miałam nawet na co tego wsadu naciągnąć, więc wsunęłam w ściany zrolowany koc. Całość wygląda mniej więcej tak:
na kocu to to nie wygląda, ale ufajmy, że na kosz będzie jak ulał |
brzeg - nawet znośny |
z racji braku ozdób czy falbanek przeszyłam jakimś w miarę ładnym ściegiem |
dziurki wykonane z myślą o wstążce, którą przyszła kocia mama chce wciągnąć do koszyka :) |
Ale pech nie opuszczał mnie przez cały czas szycia - najpierw okazało się, że zapomniałam o podanie ważniejszych wymiarów, potem skończył się polar - i dół (na którym leżeć będzie poducha) musiałam zrobić ze zwykłego materiału, potem złamałam igłę, następnie skończyła się czerwona nić i kończyłam najpierw brązową, potem czarną, na szczęście w owerlocku, to nie widać, a ukoronowaniem było, że kiedy już całość złożyłam, zapakowałam i pognałam na pocztę - pocałowałam klamkę, bo była 19:00 (i do tej godziny MIAŁA być czynna ta poczta), a w praniu okazało się, że była czynna do 18:30...
Do tego igła trzasnęła w taki sposób, że nie znalazłam wszystkich części... ale za to znalazłam dwie końcówki O.o Widzicie na zdjęciu? Środkowej części nie ma...
Dla kotków też są dwie poszewki na poduszkę, wykonane z koszul męskich, czerwonej i zielonej:
Kamila chciała te poduszki uszyte z zakładką, bez żadnego zamka, troczków czy innych nap - ot, zakładkę jako coś niewyszukanego, ale skoro już miałam koszule, to zostawiłam te guziki - dodają uroku, a od spodu i tak nie będzie ich widać.
Mam dość...
Jutro z rana lecę na pocztę i oby doszło ekspresem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz