Wczoraj, z racji trzeciego dnia niemiłosiernego upału, cięłam z resztek kwadraty do patchworku. Stwierdziłam, że skoro kostka dla Kuby wyszły mi nawet niezła, może spróbuję uszyć coś płaskiego - dywanik pod pufę, która mi tragicznie wręcz rysuje panele w pokoju. Wyciągnęłam jakieś resztki i powykrawałam ile mogłam.
Tutaj dowiedziałam się, czemu do patchworku konieczna jest mata z podziałką, obrotowy nóż i porządna linijka - gdyby nie to, pewnie cięłabym te kwadraty do tej pory.
Tak wyglądało to cudo przed cięciem:
poukładane razem, co by zobaczyć, czy będzie to do siebie pasować |
X czasu później... już pocięte :) |
Trochę bolało mnie serce co do materiału w różyczki, bo nie lubię ciąć do patchworku dobrego materiału, z którego coś konkretnego możnaby zrobić, wolę wykorzystywać resztki, których szkoda mi wyrzucić. Duży kawał materiału zawsze można na coś przerobić (chociaż tych różyczek i tak było jak na lekarstwo), ale szatkowanie dużego materiału, czyt brązowego w białe kwiatki... serducho bolało.
Ponoć z swoich założeniach patchwork wykorzystywał skrawki, spady krawieckie... I coś takiego bardzo mi odpowiada, coś na kształt krawieckiego recyklingu, wykorzystywania resztek, robienia "czegoś" z "niczego", niemal upcycling :D
To tyle z rozmyślań przy produkcji kwadracików.
No, to jak już się nacięłam to sobie poukładałam wzorki, żeby ładnie to wyglądało:
I poszliśmy na spacer z Potworem, bo temperatura spadła z 31 stopni do 24 i można było ruszyć dupę z domu. Takie widoki w Wałbrzychu - i niech mi ktoś powie, że jest tu brudno, szaro i ponuro. Wiem, wiem, blog o handmade, ale te chmury naprawdę piękne, nie mogłam się na nie napatrzeć.
Spacer skończyliśmy u koleżanki, która nareszcie dostała do ręki tę swoją wymarzoną czarną torebkę z koszuli.
Potem do domu, szybka butla i lulu, a ja szyłam... do 2 rano :P ALE jak obiecałam żadnych wpisów o nieświętych godzinach, żeby potem nie poprawiać tony błędów stylistycznych i literówek.
Uszyłam oba dywaniki, tzn. łatki an oba dywaniki, ale podbiłam, przepikowałam i wykończyłam tylko jeden - zaraz ruszam na polowanie po SC, dziś sobota - asortyment za 1 zł !
Efekt mojej pracy prezentuje się tak:
Pikować to ja nie potrafię, wierzcie mi, naprawdę. Połowę jechałam zwykłą stopką, a drugą połowę stopką do pikowania, którą jak się okazało, posiadam... Różnicy nie widać, przynajmniej tak mi się wydaje.
Rogi robiłam na zakładkę z tego tutorialu i wyszły prosto, a sam patchwork, chociaż liczyłam i starałam się jak głupia, rozjeżdża się w kilku miejscach. Cóż... jak się szyje z kilku rożnych rodzajów materiału trzeba się chyba liczyć z tym, że coś tam się przesunie, a ja miałam i sztywne, i lejące, i podszewkowe, gładkie i karbowane... Ubaw po pachy :)
Rzuciłam się na patchwork z dwóch powodów. Pierwszy był taki, że spodobała mi się kostka Kuby, drugi to taki, że już raz szyłam patchwork i rozjechał się totalnie, więc tym razem się nieco podszkoliłam (chociaż i tak się rozjechał), trzecim powodem jest to, że traktuję patchwork jako wyzwanie. Trzeba się nieźle namęczyć, żeby doprowadzić go od początku do końca, a ja w kończeniu prac za dobra nie jestem (najlepszym przykładem kraciaste spodenki z papavero...). Wyzwania dobra rzecz, a dla mnie szycie z łatek to właśnie takie wyzwanie - bo uczę się na nim systematyczności, dokładności i konsekwencji :)
Co nie zmienia faktu, że drugiej strony nie pokażę, bo to Wolna Amerykanka :P
Jeszcze szybkie spojrzenie na gotowy dywanik:
Ach, ci Mistrzowie Drugiego Planu! :D
Miłego dnia wszystkim!
Piękny dywanik. Super wykonanie i świetny dobór kolorków :) Widzę też, że jakiś mały brzdąc już się zadomowił na nim :) Dziękuję też za zapisanie się na Candy :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCo by nie było to również na pewno i taki dywanik znajdzie swoje zastosowanie. Ja jestem zdania, że także świetnie sprawdzają się dywany z https://homecarpets.pl/ które ja po prostu uwielbiam mieć. Całe moje wnętrza wyglądają od razu przyjemniej.
OdpowiedzUsuń